...„nic” do „niczego”

Fot. Trafnie.eu

W Chicago pewien dziennikarz wprawił wszystkich w osłupienie. Nie byłem jego pytaniem specjalnie zaskoczony, bo przerabiałem temat znacznie wcześniej.

Bastian Schweinsteiger jest już piłkarzem Chicago Fire. To początek jego piłkarskiej emerytury, co nie przeszkadza, by w nowym klubie został powitany jak król. Z tej okazji zorganizowano mu konferencję prasową. Odbywała się według nudnawych standardów, aż do momentu, gdy pytanie zadał pewien dziennikarz.

Schweinsteiger grzecznie go wysłuchał, potem jeszcze grzeczniej się uśmiechnął, że „sorry”, ale jego angielski niestety nie jest na tyle dobry, by pytanie zrozumiał. Dziennikarz je powtórzył, a Schweinsteiger znowu zrobił zakłopotaną minę. Wtedy jednak już nikt nie miał wątpliwości, że jego angielski jest jak najbardziej „OK”, więc wytłumaczono Niemcowi o co chodzi. Uśmiechnął się ponownie, tym razem już od ucha do ucha. Zrozumiał, że w Ameryce może być naprawdę wesoło.

Otóż dziennikarz zapytał Schweinsteigera, czy wierzy w zdobycie przez Chicago Fire mistrzostwa... świata? Klubowy rzecznik wytłumaczył, że o mistrzostwo świata rywalizują reprezentacje. Szkoda, że wytłumaczył tylko tyle. Nie sądzę bowiem, by pytający wiedział ilu piłkarzy wybiega w meczu na boisko.

Piłka nożna, czyli soccer, podbija od lat Stany Zjednoczone. Jak widać na załączonym obrazku z różnym skutkiem. Miałem okazję być świadkiem początku całego procesu. To znaczy początku kolejnego procesu, bo soccer już kilka razy próbował zawładnąć Ameryką.

W 1996 roku byłem w Stanach Zjednoczonych na inauguracji zawodowej ligi MLS (Major League Soccer). Pesymiści nie wróżyli jej powodzenia. Na początku w wielkim kraju do rywalizacji przystąpiło zaledwie dziesięć drużyn.

Obejrzałem wtedy dwa mecze nowej ligi. Jeden z nich w Nowym Jorku. Drużyna z tego miasta nazywała się jeszcze New York/New Jersey MetroStars. Gdy pojawiłem się na stadionie, natknąłem się na pewnego dziennikarza. Od razu pochwalił się, że jest (jeśli dobrze pamiętam) drugi raz w życiu na meczu piłkarskim! Pracował dla jakiegoś lokalnego dziennika z Queens czy Brooklynu i nie krył wściekłości, że redakcja wysłała go na coś takiego. Przyznał, że w przepisach gry orientuje się tak z grubsza.

Mecz nie był porywającym widowiskiem, do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis. Gdy mój znajomy wracał na trybunę na drugą połowę z hamburgerem w jednej dłoni i kubkiem coca-coli w drugiej, wylał na mnie całą frustrację spowodowaną niedorzeczną dyscypliną, którą jego szef kazał mu oglądać i opisywać:

„Nie może być tak, że rezultat to »nic« do »niczego«”!

Gdy zobaczyłem fragment konferencji prasowej Schweinsteigera, od razu przypomniał mi się dziennikarz z Nowego Jorku. Ciekawy jestem ile jeszcze meczów piłkarskich obejrzał w życiu? Być może pytanie w Chicago zadawał inny wysłany za karę na soccera przez swoją redakcję. Bo choć piłka nożna staje się w Stanach Zjednoczonych coraz bardziej popularna, jak widać ciągle ma przed sobą wyjątkowo dłuuuuuuuugą drogę…

▬ ▬ ● ▬