(Nie) szczęśliwi Brazylijczycy

Fot. Trafnie.eu

Obejrzałem wczoraj mecz Brazylii w podróży. Tak się złożyło, że znacznie wcześniej musiałem zaplanować mecze na mistrzostwach. I ten gospodarzy wypadł z listy.

Obejrzałem wcześniej trzy razy Brazylijczyków. Założyłem, ze awansują do półfinału i znów ich obejrzę. Kalkulacja okazała się słuszna, więc mecz z Kolumbią z założenia mogłem odpuścić. Spotkamy się ponownie we wtorek w półfinale w Belo Horizonte, gdy powalczą z Niemcami. Mecz zapowiada się niezwykle apetycznie...

Leciałem przez Recife do Salvadoru na spotkanie Holandii z Kostaryką. Jechałem na lotnisko akurat w momencie gdy zaczynał się mecz Brazylii z Kolumbią w Fortalezie. Ulice i chodniki puściutkie, Rio de Janeiro wyglądało nierealistycznie. Przyzwyczaiłem się już do ścisku i hałasu. A tu cisza i spokój. Tak było w całej Brazylii.

W dużej restauracji w dzielnicy Largo do Machado cała obsługa z kuchni siedziała przy stoliku gapiąc się w telewizor, bo na sali może z czterech gości. Tylko w małych barach, ulubionych przez Brazylijczyków, jak zwykle było tłoczno. Wszyscy wpatrzeni w ekran. Bary potrzebują natychmiast kapitalnego remontu, a przynajmniej odmalowania. Ale w każdym telewizor plazmowy, a nie jakiś rzęch! Odpowiednia jakość w jednej branży jest znacznie ważniejsza niż w drugiej.

Nie trzeba było oglądać meczu, by dowiedzieć się ile bramek strzelili gospodarze. Wiedziałem, że dwie. Po każdej zaczynała się kanonada petard i fajerwerków. Ostatnie minuty obejrzałem już na lotnisku w Rio razem z grupką osób w sklepie z pamiątkami z mistrzostw. Tam oczywiście też stał telewizor. Wszyscy zawyli z rozpaczy, gdy sędzia doliczył aż pięć minut. Ale wytrzymali. I oni, i piłkarze w Fortalezie.

Czyli Brazylia w półfinale mistrzostw. To się ostatni raz zdarzyło przed dwunastoma laty gdy sięgnęła po tytuł w Japonii. Wtedy też prowadził ją Luiz Felipe Scolari, nazywany przez miejscowe media Filipao. Przypadek, czy wręcz przeciwnie?
Na lotnisku widziałem ciekawą scenkę. Akurat do odprawy stanęli obok siebie trzej kibice z Kolumbii razem z trójką z Niemiec. Obok przechodzili Brazylijczycy i pozdrowili ich zaczepnie: „Adios Amigos”. Niemców nawet to trochę rozbawiło. We wtorek okaże się czy słusznie.

W Salvadorze wyczekałem się na lotnisku na autobus ponad godzinę. Nauczyłem się tu już czekać na różne rzeczy, więc wykorzystałem czas na pogawędkę z jedną z wolontariuszek. Okazała się... dziennikarką z Sao Paulo. Oczywiście zapytałem ją o mecz.

„To był najlepszy dotąd nasz występ na mistrzostwach – oceniła. - Poprzednio nie graliśmy najlepiej. Ale radość jest stonowana z powodu kontuzji Neymara. Wiadomo, że nie zagra już na tych mistrzostwach. To ogromna strata”.

Szkoda, bo lubiłem oglądać jego sztuczki techniczne. Choć czasami mnie irytował, nawet strasznie, gdy popisy stawały się wyłącznie sztuką dla sztuki. Ale widocznie gwiazdorzy tej klasy tak już mają. Pomyślałem jednak, że strata Neymara to szansa dla... Brazylii.

Jej gra nie rzuca na kolana, nawet jeśli z Kolumbią wypadła najlepiej na tych mistrzostwach. Może starta największej gwiazdy podziała mobilizująco na drużynę? Jeszcze w większym stopniu będzie drużyną. Czyli będzie jeszcze mniej brazylijska pod względem widowiskowości gry, ale może za to bardziej skuteczna? Tego w meczu z Niemcami potrzeba jej najbardziej. Chilijczyków i Kolumbijczyków Brazylijczycy mogli jeszcze lekceważyć, Niemców już nie...

▬ ▬ ● ▬