A dół coraz głębszy

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o tym, o czym wszyscy mówili od wielu dni, ale też o meczach, których wyniki nie dają podstaw do optymizmu.

Zacznę oczywiście od oficjalnej prezentacji na Camp Nou Roberta Lewandowskiego w barwach Barcelony, którą media w jego ojczyźnie ekscytowały się od wielu dni. To było wydarzenie przede wszystkim do oglądania, więc nie będę go opisywał, skoro w internecie można je obejrzeć bez problemów. Kto nie widział, a ma ochotę nadrobić zaległości, zachęcam do zobaczenia żonglerki w wykonaniu wyżej wymienionego.

Niby nic zaskakującego, bo wiadomo, że Lewandowskiemu piłka nie przeszkadza na boisku, jednak nie uwierzę, że nie czuł presji, gdy wszystkie oczy zwrócone były tylko na niego, co zawsze stanowi sprzyjający grunt do fałszywego odbicia piłki. Żadnej skuchy jednak nie zaliczył, wszystko wyglądało perfekcyjnie, co wnioskować można też po reakcji kilkudziesięciu tysięcy kibiców na trybunach stadionu w Barcelonie.

Lewandowski będzie miał szansę zadebiutowania w Primera Division za tydzień. Inne czołowe europejskie ligi już zainaugurowały sezon. W dwóch z nich jeszcze dobrze się nie zaczął, a już nasuwające się wnioski są nie za wesołe. Przynajmniej dla mnie.

Przed tygodniem odbył się mecz o Superpuchar Francji w… Izraelu. Mistrz Paris Saint-Germain spotkał się ze zdobywcą pucharu FC Nantes. Niby oficjalna inauguracja nowego sezonu czołowej ligi, a wyglądała jak letni sparing poważnej drużyny z drugą z niższej ligi. Różnica klas widoczna była nie tylko w wyniku (PSG wygrało 4:0), ale dosłownie pod każdym względem. Paryskie gwiazdy z Leo Messim i Neymarem na czele totalnie zdominowali rywali pokazując, że dzieliła ich na boisku różnica klas. Tak samo było w sobotnim wyjazdowym meczu ligowym pierwszej kolejki zakończonym pogromem 5:0 Clermont Foot 63 (niezwykle bolesny debiut w nowych barwach Mateusza Wieteski).

Piątkowa inauguracja Bundesligi miała podobny scenariusz. We Frankfurcie miejscowy Eintracht uległ Bayernowi Monachium 1:6. Goście już bez Lewandowskiego rozjechali gospodarzy niczym amatorów, jakby mieli się z nimi zmierzyć w ostatnim sprawdzianie przed startem rozgrywek. A przecież to drużyna, która w rozpoczynającym się sezonie będzie występowała w Lidze Mistrzów. W środę, jako triumfator ostatniej edycji Ligi Europy, zmierzy się w Helsinkach z Realem Madryt w meczu o Superpuchar Europy!

To źle wróży niestety rywalizacji w Bundeslidze, w Ligue 1 zresztą też. Jeśli Bayern już na inaugurację miażdży rywala zaliczanego teoretycznie do lepszej połowy ligowców, trudno uwierzyć, by po dziesięciu tytułach mistrzowskich z rzędu dał sobie odebrać jedenasty. Nie ma raczej mowy, by potężny dół oddzielający go od reszty stawki, pogłębiający się z każdym kolejnym rokiem przez ostatnią dekadę, miał szansę być choć trochę zasypany.

Jeśli silni są jeszcze silniejsi, musi to znaleźć przełożenie na europejskie puchary, szczególnie te najbardziej prestiżowe rozgrywki, czyli Ligę Mistrzów. Już przed ich startem można wytypować bez specjalnego ryzyka z pięć – sześć klubów, które mają szansę w nich zwyciężyć. Reszta będzie niestety tylko tłem. Trochę smutna refleksja na początek sezonu, który nawet na dobre się jeszcze nie zaczął.

PS: W rodzimych mediach euforia. FC Barcelona pokonała 6:0 meksykańską drużynę UNAM Pumas w meczu o Puchar Gampera, a Lewandowski w debiucie na Camp Nou w barwach katalońskiego klubu zdobył bramkę i zaliczył dwie asysty. 

▬ ▬ ● ▬