A masz to w kontrakcie?

Fot. trafnie.eu

Już przeszedł do historii. O żadnym transferze, którego nie było, nikt nigdy tyle nie pisał. A to przecież sprawa co najmniej rozwojowa.

„Czy spełni się moje skromne marzenie? Otwieram rano internet, przeglądam gazety i nie ma słowa o transferze Roberta Lewandowskiego! Jeszcze trochę muszę poczekać” – zdania napisane w listopadzie nic nie straciły na wartości. Nawet zyskały.

Nie przypominam sobie innego piłkarza, wokół transferu którego byłoby takie zamieszanie. Sam siebie zaklinałem, że już nigdy więcej… Że dobrowolnie nie zgłoszę się kolejny raz do udziału w tym tasiemcowym serialu… Widać z jakim skutkiem.

Do transferu ostatecznie nie doszło, a Lewandowski przykładnie wrócił do starego klubu. Wydawało się, że temat umarł śmiercią naturalną. Nic podobnego! To swoisty fenomen, bo o polskim napastniku pisze się teraz jeszcze więcej. Sam Lewandowski świadomie rozniecił nowy pożar, gdy niedawno otwartym tekstem zakomunikował, że czuje się oszukany przez Borussię.

Jedni traktują go ze zrozumieniem, inni wręcz przeciwnie. Jacek Krzynówek uznał, że ma prawo tak mówić, bo tylko wyrzucił z siebie, co mu leżało na sercu. Dawny niemiecki gwiazdor, Guenter Netzer, zaapelował, by zaczął zachowywać się w pełni profesjonalnie. Kibice Borussii wytykają mu, że burzy pomnik, który sam wcześniej sobie zbudował. Niemieckie media raz ganią Polaka, że „grozi Borussii brakiem motywacji”, to znów chwalą „za zaangażowanie w grę i walkę na boisku” w pierwszych meczach nowego sezonu. Nawet z pozoru wyluzowany trener Borussii Juergen Klopp jest już tak zirytowany zamieszaniem wokół Lewandowskiego, że zaczyna nerwowo reagować na każde pytanie jego dotyczące.

Najważniejsze pozostaje jednak zdanie dyrektora Borussii Hansa-Joachima Watzke. To on okazał się głównym rozgrywającym w transferowym pokerze. On, a nie dwaj agenci piłkarza, którzy gadali za dużo i nie wtedy, kiedy trzeba. Watzke uprzejmie przyznał, że rozumie frustracje Lewandowskiego. A jeśli ten sugeruje, że ktoś go w Dortmundzie oszukał, z pewnością ma na myśli właśnie jego.

Andrzej Juskowiak zauważył, że w Niemczech słowna umowa jest bardzo ważna. Z pewnością, tylko co z tego wynika? Nawet jak Lewandowski pójdzie do sądu razem ze swoimi agentami i wygra sprawę, i tak przegra, bo więcej na tym straci.

Przypomniała mi się anegdotka, którą opowiedział mi kiedyś bramkarz Henryk Bolesta, za czasów gry w holenderskiej Rodzie Kerkrade. Sponsorem klubu był właściciel miejscowych stacji benzynowych. Jeden z zawodników wywalczył sobie w kontrakcie, że może na nich za darmo tankować. Gdy drugi się o tym dowiedział, pognał do prezesa. A ten go zapytał – „Masz to w kontrakcie? Nie? WIĘC PŁAĆ!” I płacił. Brutalny kapitalizm!

Lewandowski teraz płaci za naiwność. Watzke mówi bez ogródek, że dla niego ważniejszy od Polaka (danego mu przyrzeczenia) jest interes klubu.

Najśmieszniejsze, że cała historia dzieje się w kraju, od lat stawianym za wzór praworządności i uczciwości. Niedawno niestety się okazało, że prezesem najsłynniejszego klubu jest oszust podatkowy (właśnie oficjalnie usłyszał zarzuty). A dziś przeczytałem o wielkiej aferze dopingowej w niemieckim sporcie trwającej dziesiątki lat.

Cudze chwalicie, swego…

▬ ▬ ● ▬