2014-11-22
A może dziewięć i trzy czwarte?
W polskiej lidze bywa zabawnie. Czasami nawet bardzo. Choć osoby, które o tym decydują, zupełnie nie zdają sobie sprawy z roli jaką przychodzi im odgrywać.
Wiadomością dnia w piątek była ta zapowiadająca transfer Sebastiana Mili do Lechii Gdańsk. W epoce „niusów”, gdy trzeba walczyć w mediach o klienta na śmierć i życie, takie informacje są bezcenne. Ale głos zabrał prezes Śląska i zapytał o jaki transfer właściwie chodzi, o jakie rozmowy? Mila ma jeszcze przez półtora roku ważny kontrakt z wrocławskim klubem. Czyli zgodnie z obowiązującym prawem nie wolno z nim niczego negocjować bez wiedzy tego klubu. A Lechia żadnej oficjalnej oferty nie złożyła.
Trudno panu prezesowi odmówić racji. W krótkich, żołnierskich słowach, odprawił tych, którzy próbują mu zabrać czołowego gracza z drużyny. I zrobiło się śmiesznie, przynajmniej dla mnie. Już nie mogę się doczekać na ciąg dalszy sprawy. Ciekawe co kto jeszcze powie? Czy najbardziej zainteresowani będą szli w zaparte? Bo trzeba być wyjątkowo naiwnym, by uwierzyć, że ktokolwiek przestrzega prawa, na które prezes Śląska się powołuje, raczej wprost przeciwnie. Gdyby ktoś przestrzegał, trzy czwarte piłkarzy nigdy by nie zmieniło klubu. A tak po cichutku nieustannie trwają transferowe gierki, nie tylko w Polsce zresztą.
Lechia, przynajmniej na razie, nie będzie miała więc nowego zawodnika. Ale ma nowego trenera. Jerzy Brzęczek zaczął swoje urzędowanie od stwierdzenia, że piłkarze w szatni muszą mówić po polsku. Chodzi o aż trzynastu obcokrajowców. Zgadzam się z nim i jednocześnie śmiać mi się chce, bo już widzę jak międzynarodowa zbieranina rwie się do nauki języka, który z pewnością łatwy nie jest. Nie wiem czy Brzęczek sam wierzy w powodzenie swojego zamierzenia, choć z pewnością sensownego. Sezon musiałby trwać z dziesięć lat, by zauważyć jakieś wymierne tego efekty.
Nie wiem też czy do takich samych wniosków doszedł w Zawiszy trener Mariusz Rumak, bo towarzystwo ma tam równie międzynarodowe. Choć jeden zagraniczny grajek właśnie mu ubył. Portugalczyk Bernardo Vasconcelos rozwiązał kontrakt z klubem. Jest to o tyle zabawne, że jeszcze nie tak dawno był stawiany za wzór udanego transferu doświadczonego zawodnika, którego warto było sprowadzić do Polski, bo decydował o sile ofensywnej drużyny z Bydgoszczy.
Ostatnio jednak w Zawiszy wielkie zmiany. Jest i śmieszno, i straszno. Dba o to konsekwentnie pan właściciel Radosław Osuch. Kiepsko mu idzie kierowanie klubem w tym sezonie, żona – prezes też za bardzo nie pomaga, więc drużyna od miesięcy na samym dnie tabeli. Pan właściciel zdążył już zwyzywać swoich zawodników od „pseudopiłkarzy”.
Teraz wpadł na genialny pomysł, zresztą jeden z moich ulubionych. Otóż zakomunikował zawodnikom, że dostaną kary finansowe, jeśli w czterech ostatnich meczach nie zdobędą co najmniej dziesięciu punktów. Czyli muszą trzy wygrać, a jeden Osuch pozwolił im zremisować.
Jak czytam o takim ultimatum zawsze mam ochotę zapytać – dlaczego akurat dziesięć punktów, a nie dziewięć i trzy czwarte albo dziesięć i pół? Z czego wynika taka kalkulacja? Śmiechu warte. Jeśli ktoś obstawi u buków trzy zwycięstwa z remisem Zawiszy i trafi, pewnie będzie milionerem. Choć obawiam się, że raczej prędzej bankrutem...
▬ ▬ ● ▬