2020-08-11
Abyśmy zdrowi byli!
Zaczął się coroczny letni koszmar polskich drużyn w europejskich pucharach. Na razie, aż do przyszłego tygodnia, tylko w teorii. Czy później także w praktyce?
W Nyonie odbyło się losowanie par europejskich pucharów. Nawet kilka kolejnych losowań, po których UEFA poinformowała na kogo trafią w pierwszej rundzie, a także ewentualnie mogą trafić w kolejnej, polskie drużyny.
Kiedyś nieszczęsna pierwsza runda była problemem jednego może dwóch rodzimych klubów. Ale to było dawno, nawet bardzo dawno. A później nastał okres koszmaru w europejskich pucharach, gdy zaczęli naszych lać coraz słabsi i właściwie leją do dziś. Efekt – gwałtowny zjazd w klubowym rankingu UEFA skutkujący koniecznością udziału w pierwszej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej już kompletu polskich drużyn.
I właśnie ten komplet poznał rywali, a mistrz Polski nawet dwóch. Oczywiście potencjalnych, jeśli przebrnie przez pierwszą rundę. Tą drużyną jest Legia Warszawa, która we wtorkowy wieczór przekona się z kim zagra za tydzień w pierwszej fazie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Na pewno z kimś z pary rundy wstępnej Drita Gnijlane – Linfield FC.
Druga drużyna jest dość dobrze znana w Europie, choć nie z racji sukcesów, bo takich na arenie międzynarodowej brak. Jednak z rozpoznawalnością zespołu z Irlandii Północnej nie powinno być specjalnych problemów. Za to z pewnością nie wszyscy kojarzą ten pierwszy klub z Kosowa, którego przedstawiciele dopiero od niedawna występują w europejskich pucharach.
Dla mnie największym atutem Drity w rywalizacji z Linfield będzie lokalizacja meczu. Ze względu na koronawirusa w tej fazie kwalifikacji rozgrywany jest tylko jeden i pecha ma ten grający na wyjeździe. W tym wypadku pecha ma właśnie Linfield, bo przyjazd w środku lata do Kosowa, gdy czterdziestostopniowe upały nie są niczym niezwykłym, na pewno nie pomoże gościom w normalnej grze w piłkę. Myślę, że to w równym stopniu należy brać pod uwagę, a nie tylko umiejętności czysto piłkarskie.
Legia ma szczęście, bo będzie gospodarzem w pierwszej rundzie zaplanowanej na przyszły tydzień, gdy też jeden mecz zadecyduje o awansie. Ale będzie też w drugiej, jeśli do niej awansuje. Wtedy zagra z kimś z pary Ararat-Armenia – Omonia Nikozja. Teoretycznie zdecydowanie silniejsza wydaje się druga drużyna, którą prowadzi teraz do boju dobrze znany w Warszawie Norweg Henning Berg, ale...
Tu decydujący o awansie jeden mecz zostanie rozegrany w Erewaniu. Byłem tam kiedyś w sierpniu i pamiętam wyjątkowo stabilną pogodę – bezchmurne niebo i stałą temperaturę plus czterdzieści stopni! Dlatego z typowaniem zwycięzcy byłbym bardzo ostrożny, mimo że piłkarze z Cypru do upałów powinni być przyzwyczajeni.
W pierwszej rundzie kwalifikacji w Lidze Europejskiej Piast Gliwice zagra na wyjeździe z Dynamem Mińsk, Cracovia, też na wyjeździe, z Malmö FF, a Lech w Poznaniu z łotewską Valmierą. Teoretycznie najtrudniejszego rywal ma Cracovia, teoretycznie najłatwiejsze zadanie Lech. Piast przegrał przed rokiem rywalizację z inną białoruską drużyną, BATE Borysów, ale w pierwszym wyjazdowym meczu radził sobie naprawdę dobrze. A poza tym BATE jest zdecydowanie silniejsze od Dynama.
Tyle teoria, a jak będzie w praktyce? Jeśli cztery polskie drużyny awansują do drugiej rundy kwalifikacji, uznam to za sukcesem. Wszystko i tak w przyszłym tygodniu zweryfikuje boisko. Choć akurat w tym sezonie można się spodziewać różnych niespodzianek także poza nim. Ze względu na karonawirusa UEFA wprowadziła drakońskie przepisy (za: wp.pl):
„Problemów nie będzie, jeśli w krajach, z których pochodzą oba zespoły, nie ma ograniczeń utrudniających podróż i odbycie meczu. Gdyby się one pojawiły, wówczas gospodarz proponuje alternatywne miejsce, w którym spotkanie może dojść do skutku. Jeśli tego nie zrobi, może zostać ukarany walkowerem.
W przypadku gdy ograniczenia dotyczą tylko klubu gościa, wtedy brak wskazania innego obiektu sprawi, że zrobi to UEFA, ale za organizację meczu i tak będzie odpowiedzialny jego formalny gospodarz. Dzielone na pół będą tylko koszty wynajmu stadionu itp. Odmowa gry przez którąkolwiek drużynę będzie skutkować walkowerem na jej niekorzyść”.
To nie koniec toru przeszkód:
„Najbardziej kuriozalny w nowym regulaminie jest jeden krótki punkt, który odnosi się do ograniczeń wprowadzonych przez kraj gospodarza lub gościa na ostatnią chwilę - po terminie wyznaczonym przez UEFA. Jeśli w ich wyniku gospodarz nie będzie mógł zorganizować meczu, albo np. gość na niego dotrzeć, wtedy europejska federacja ukarze winnego walkowerem”.
Życząc czterem polskim drużynom, by nie przytrafiły się im walkowery, a sobie i wszystkim życzę – abyśmy PRZEDE WSZYSTKIM zdrowi byli!
PS: Planowany na wtorek mecz potencjalnych rywali Legii, Drita Gnijlane – Linfield FC, został odwołany. A ostatecznie miał się odbyć nie w Kosowie, ale w Nyonie, tuż koło siedziby UEFA. U jednego z piłkarzy Drity stwierdzono zakażenie koronawirusem. Jego drużyna zostanie z tego powodu prawdopodobnie ukarana walkowerem. Wtedy przeciwnikiem Legii w drugiej rundzie byłby za tydzień zespół Linfield FC. Czyli drakońskie przepisy zaordynowane przez UEFA już zaczynają zbierać żniwo.
▬ ▬ ● ▬