Barcelona, Bayern i... Bristol City

Największą frekwencję podczas minionego weekendu zanotowano na El Clasico, następnie na meczu Bundesligi. W trzecią pozycję na tej liście aż trudno uwierzyć.

Zawsze się zastanawiam czy osoby układające terminarz z poszczególnych krajach umawiają się, by jednego weekendu zafundować kibicom szczególne emocje? Właśnie przeżyliśmy taki z kilkoma atrakcjami na najwyższym poziomie, na lokalną miarę oczywiście. Zaczynając od Polski i derbów Krakowa, w połączeniu z meczem Lecha a Legią, a kończąc na El Clasico w Primera Division. Z klasyków można by jeszcze wymienić: Liverpool – Manchester United, Fenerbahce – Besiktas czy Feyenoord Rotterdam – PSV Eindhoven.

Który mecz zrobił największe wrażenie? El Clasico robi zawsze, ale ja zapamiętam też ten o... puchar Johnstone’s Paint Trophy. Co to za wynalazek? Mało znaczące rozgrywki w Anglii zorganizowane dla klubów niższych lig. Czyli tak wymyślone, by grały w finale najwyżej same ze sobą i nikt (z wyższych klas) nie przeszkodził im w zdobyciu pucharu. Sprytnie pomyślane, by dać trochę radości tym stanowiącym jedynie tło wielkiej piłki z Premier League.

W Polsce pies z kulawą nogą by się czymś takim nie zainteresował. Ale to Anglia, gdzie futbol jest religią. Dlatego finał Johnstone’s Paint Trophy rozegrano w niedzielę na Wembley. Walczyły o niego dwie drużyny trzecioligowe, Bristol City z Walsall. Pierwsza wygrała z drugą 2:0 zdobywając trofeum trzeci raz z rzędu. Mecz był emocjonujący, a radość zwycięzców po końcowym gwizdku w niczym nie ustępowała tej z finału Ligi Mistrzów.

Dla mnie najbardziej godny uwagi był jednak fakt, że obejrzało go (uwaga!) - 72 315 widzów!!! To trzeci wynik podczas weekendu w Europie po El Clasico i meczu Bayernu Monachium z Borussią Mönchengladbach. Finał potraktowany został w angielskich mediach jak najbardziej poważnie, co akurat nie jest żadnym zaskoczeniem. W wiadomościach sportowych w stacji Sky News, które oglądałem, poświęcono mu prawie tyle samo czasu co pojedynkowi Liverpoolu z Manchesterem United.

Jak widać nie potrzeba mieć zawsze Messiego z Ronaldo, by urządzić sobie piłkarskie święto. Jeśli ktoś wychował się na futbolu, wystarczy mu tylko trzecia liga, żeby czerpać prawdziwą przyjemność z oglądania meczu, a ze zdobytego pucharu cieszyć się, jakby był najważniejszy na świecie. Bo jest. Tak jak klub, którego stadion znajduje się za najbliższym rogiem ulicy jest najważniejszy na świecie. Na całe życie.

Dlatego w Anglii mają tyle pucharów, że nigdy nie mogę się połapać we wszystkich, bo zawsze dodają do nich obowiązkowo nazwę sponsora. I zawsze są chętni, by takie mecze oglądać. W Polsce, oprócz Pucharu Polski, był kiedyś jeszcze Puchar Ligi. Już dawno nie ma, bo nikt go oglądać nie chciał.

▬ ▬ ● ▬

PS: Tekst został opublikowany także na Onet.pl.