Będziesz legendą człowieku

Fot. trafnie.eu

Obejrzałem mecz z San Marino. Jedno doprowadziło mnie do szału. Choć wydaje się, że sojuszników tej opinii raczej za wielu nie znajdę.

Piłkarze Fornalika wygrali 5:0, jak wygrać mieli. Nawet jak na San Marino, wyniku wstydzić się nie trzeba. Oczywiście w odróżnieniu od tego sprzed kilku dni z Ukrainą. Pierwszy ciągle tak mocno siedzi w głowach, że rzutował na ocenę kolejnego. Dlatego wczorajszy przypominał coś pośredniego pomiędzy piknikiem i szyderą. Kiedy się tylko dało, słychać było gwizdy. A 43 008 widzów na trybunach starało się bardzo, by słychać było często.

Jestem w stanie wszystko zrozumieć, frustracja ma przecież swoje prawa. Tylko z jedną sytuacją pogodzić się nie mogę. W 87. minucie Fornalik zrobił trzecią zmianę, na swój sposób pokoleniową. Za debiutującego w reprezentacji Bartosza Salamona, wszedł weteran Marcin Wasilewski. I w ten sposób trafił do Klubu Wybitnego Reprezentanta. Był to bowiem jego występ numer sześćdziesiąt. Widzowie (słowo bardziej pasujące niż „kibice”) na Stadionie Narodowym postanowili uczcić go w wybitny sposób. Gdy wchodził na boisko, a później dochodził do piłki, równo wygwizdywali. Dlaczego? Chyba został uznany za głównego winnego porażki z Ukrainą. Może jeszcze na spółę z Boenischem, ale o tym na razie ciężko się przekonać (we wtorek na murawie się nie pojawił). Tyle się przecież mówiło i pisało o „fatalnych błędach w obronie”. To jedyny sensowny sposób wytłumaczenia reakcji tłumu, choć dla mnie idiotycznej. Ale na wielkie wsparcie raczej nie liczę. Jeden z kolegów redaktorów nie pozostawił mi złudzeń: „Gwizdali? I bardzo dobrze. Skończyło się wreszcie ich niańczenie, jak podczas EURO”.

Skończyło się na pewno, tylko sprawa dotyczy nie pierwszego lepszego zasmarkańca, ale faceta, który tej reprezentacji oddałby dwa serca. Był jej kapitanem i dobrym duchem. To właśnie jego chcieli niańczyć już po odpadnięciu Polski z turnieju, ale się nie dał. Gdy kibice skandowali „Polacy nic się nie stało”, odpowiedział wprost: „Wiemy, że daliśmy d...” 

Nie tylko ostatni mecz z Ukrainą mu nie wyszedł. Ale były również takie, w których podrywał resztę towarzystwa do walki. Bez względu na wynik zawsze wychodził i nie bał się nadstawiać głowy. Jak nie było komu, sam dawał głos. Twardziel, któremu tak koszmarnie złamali nogę w lidze belgijskiej, że sam widok tego zdarzenia, był doświadczeniem trudnym dla wielu do przeżycia. A on przez to wszystko przeszedł i wrócił na boisko.

Na pewno nie przez przypadek stał się bohaterem filmu dokumentalnego Marcina Koszałki o EURO pod tytułem "Będziesz legendą człowieku", który niedawno miał premierę. Trudno o bardziej wyrazistą postać w kadrze. I trudno o większy brak szacunku dla niej w jubileuszowym meczu. Na szczęście Wasilewski do płaczliwych nie należy. Przeżył tyle, przeżyje i to.

  ▬ ▬ ● ▬