Bello di notte numer dwa

Pora zacząć oswajać się z myślą, że gwiazdą najważniejszego meczu sezonu może być piłkarz urodzony w Warszawie. I odliczać dni do finału na Wembley.   

Dzwoni znajomy dziennikarz z Włoch. Mówi, że wszystkie informacje o Robercie Lewandowskim mile widziane. Nazywają go tam „Bello di notte II” (piękny nocą). Boniek co prawda oddał mu ten tytuł, ale Włosi na swój użytek mają własne nazewnictwo z własną numeracją. I gdyby coś interesującego na temat „tego z numerem dwa” się pojawiło, znajomy wiadomościami na pewno nie pogardzi, gdy mu podeślę. Karnie obiecuję być sumiennym  w tym względzie i cieszę się, że znów jakiś polski piłkarz jest w cenie. Kiedy ostatni raz ktoś mnie niepokoił z podobnego powodu? Oj, dawno. Chyba jak Jerzy Dudek trochę nawywijał w Stambule w 2005 roku.

Powoli zaczynam się oswajać z myślą, że Lewandowski może pójść jeszcze dalej niż wtedy bramkarz Liverpoolu. Telefon z Włoch dowodzi, że cztery bramki strzelone Realowi robią na świecie większe wrażenie niż „Dudek Dance” na końcu meczu z Milanem przed ośmioma laty. Trzeba to powiedzieć otwartym tekstem – Lewandowski wydaje się być największą gwiazdą przed finałem Ligi Mistrzów na Wembley! Strzela w tym sezonie bramki jak karabin maszynowy, więc nawet asy Bayernu znalazły się na wiosnę w jego cieniu.  

Nie mam raczej wątpliwości, że wreszcie polski piłkarz znajdzie się pod koniec roku na szerokiej liście nominowanych do „Złotej Piłki”. Ale robienie z niego już głównego kandydata do tej nagrody, stanowi chyba lekkie przegrzanie głów. Za nami dopiero jedna trzecia roku. Nie wiadomo jakie będą dla Lewandowskiego pozostałe dwie trzecie. Nie wiadomo nawet w jakim klubie będzie grał w przyszłym sezonie...

Na razie wiadomo tylko, że finał Ligi Mistrzów zacznie się w… najbliższą sobotę. W Bundeslidze Borussia zagra z Bayernem. Mecz w Dortmundzie nie będzie miał żadnego znaczenia dla układu tabeli. Ale może mieć istotne znaczenie psychologiczne przed starciem na Wembley. Trwają utarczki słowne poza boiskiem. Honorowy prezes Bayernu Franz Beckenbauer próbował właśnie poprawić nieco wizerunek swojego klubu gdy stwierdził, że ten nie chce sobie robić wrogów w Bundeslidze. I że wcale teraz nie potrzebuje Lewandowskiego. Jego deklaracje mają mniej więcej takie znaczenie jak zeszłoroczny śnieg dla zaczynającej się z opóźnieniem wiosny. Z takim samym opóźnieniem dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke wreszcie przyznał, że stosunki między klubami ostatnio się nieco ochłodziły. A jakie niby mogą być? Bayern sposobi się do zabrania z Dortmundu trzech kluczowych grajków (Götze, Lewandowski i Hummels), trudno więc udawać, że nic się nie dzieje. Od najbliższej soboty aż do 25 maja napięcie z każdym dniem będzie rosnąć. Mam nadzieję, że wszyscy bez ran dotrwają do tej daty.  

Zadziwiający dla mnie w tym całym transferowo-ligowo-pucharowym szaleństwie pozostaje fakt, jak znosi je Robert L. Czym większe ciśnienie, tym lepiej sobie radzi. Gdy poszła plotka, że już dogadał się z Bayernem, tak się tym przejął, że kilka godzin później rozstrzelał Real. Jest więc szansa, że trwające na linii Dortmund - Monachium gierki będą mu służyły aż do finału na Wembley włącznie. Czego jemu i sobie życzę.

         ▬ ▬ ● ▬