Bezcenna porażka!

Fot. Trafnie.eu

Polska przegrała w Gdańsku towarzyski mecz z Holandią 1:2. Nie jest to na pewno powód do dumy. Ale z pewnością jeszcze nie koniec świata.

Chyba na jesieni ubiegłego roku, zaraz po awansie drużyny do finałów mistrzostw Europy, Zbigniew Boniek powiedział, że przydałoby się na wiosnę jakiś mecz przegrać. Chciał, to ma. Twierdził, że wbrew pozorom porażki mogą być bardzo cenne dla drużyny. Zgadzam się z nim.

Proszę sobie wyobrazić co by się działo po ewentualnym zwycięstwie nad Holandią. Najpierw dyskusja – ile orły Nawałki nastrzelają bramek Litwie? Pięć, jak z Finlandią, a może jeszcze więcej? A potem już tylko pytania w stylu – na kogo mogą trafić w finale? W ścisłym finale mistrzostw Europy a nie finałach tej imprezy! Nastroje rozbujałyby się tak, że już nikt nie byłby w stanie tego ogarnąć. Dlatego uważam, że porażka z Holandią była wręcz bezcenna.

Adam Nawałka ocenił mecz tak:

„Bardzo wartościowy sprawdzian. Dzięki temu wiemy w jakim miejscu jesteśmy”.

Ja do końca nie wiem, ale trener z pewnością wie lepiej. Piłkarze po meczu mówili o zmęczeniu ostatnim obozem przygotowawczym. Oby ten temat był aktualny tylko przez najbliższe kilka dni, bo w przeciwnym razie zacznie się dramat.

Mówili też o „znakomitym rywalu|”. Znakomity to on na razie jest z nazwy. Hasło „Holandia” kiedyś powodowało drżenie łydek. Teraz dopiero buduje od nowa swą siłę po okresie chwilowej zapaści. Ale jest ciągle trzecią reprezentacją świata, choć na EURO nie zdołała awansować. Potencjał ma spory, więc rywalem dla Polaków tuż przed odlotem do Francji była wymarzonym.

Dzięki Holendrom okazało się, że kadra Nawałki, postrzegana przez wielu jako najlepsza od 1974 roku (!), ma jednak wady. I to spore. Artur Jędrzejczyk na pewno się przekonał, jak nie należy spokojnie czekać przed rywalem na skraju pola karnego, by mógł dośrodkować piłkę. Tak samo jak środkowi obrońcy, że nie wolno gubić krycia. To tylko wnioski, jakie trzeba wyciągnąć po stracie pierwszej bramki.

Arkadiusz Milik przyznał, że zabrakło agresywności w grze. To akurat najłatwiej poprawić. Piotr Zieliński uznał, że różne błędy (także jego), szczególnie w pierwszej połowie, wynikały z braku koncentracji:

„W drugiej już to na pewno lepiej wyglądało. Jest materiał do poprawy. Mam nadzieję, że na dwunastego czerwca będę w najlepszej formie”.

Też mam taką nadzieję, bo występ Zielińskiego w tym meczu stanowił dla mnie największe zmartwienie. To znaczy nie tylko w tym. Padło nawet stwierdzenie, że „spala się w kadrze”. Sam zainteresowany przyznał, że istotnie w klubie gra lepiej. I chyba do końca nie wie dlaczego:

„Na pewno w reprezentacji słabiej wyglądam, bo w klubie gram bardzo dobrze. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Na pewno chciałbym grać dobrze. Nawet bardzo dobrze. Wierzę, że na EURO tak będzie”.

Zieliński jest kreatywnym pomocnikiem, którego piłka szuka, on jej zresztą też. Powinien stać się liderem reprezentacji, decydującym o jej obliczu w środku pola. Rozgrywający z prawdziwego zdarzenia, potrafiący przytrzymać piłkę kiedy trzeba, i zagrać ją błyskawicznie, gdy wymaga tego sytuacja, jest dla drużyny skarbem.

Zieliński taki potencjał z pewnością posiada. Gdyby nie posiadał, nie interesowałoby się nim tyle znanych europejskich klubów. Czegoś mu jednak ciągle w reprezentacji brakuje. Czego? Być może odpowiedź na to pytanie jest zadaniem domowym dla Nawałki, którego znalezienie może zadecydować o powodzeniu jego drużyny we Francji.

▬ ▬ ● ▬