Bezczelne zwycięstwo

Fot. Trafnie.eu

Jednego dnia znalazłem informacje o sytuacji w dwóch klubach. W obu nie jest za wesoło. Mam jednak nadzieję, że jakoś dociągną do końca sezonu.

Najpierw dowiedziałem się o przysłowiowym pacie w pierwszym klubie. Jego udziałowcy nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Dlatego chcą nawzajem wykupić swoje akcje. Rozwiązanie logiczne, jednak zaczęły się schody. Nie mogą się dogadać nawet w tym temacie. We wtorek wieczorem odbyło się spotkanie mediacyjne ostatniej szansy. Strony "zbliżyły się stanowiskami". A co będzie, jak za chwilę znów się oddalą?

Niektórzy z ważniejszych pracowników klubu już zapowiedzieli, że jeśli zmieni się w nim władza, odchodzą na pewno. Co dalej z owym klubem? Nikt dokładnie nie wie. Czyli pełny dramat!

Na szczęście jeszcze wykonują w nim przelewy na czas. I to nawet na spore sumy, bo w kraju nie mają pod tym względem konkurencji. Jeden z prezesów konkurencyjnego klubu zarzucił im, że za dużo płacą piłkarzom. Za dużo, bo na tak wysokie pensje nie zasługują. Wniosek - psują rynek. Czyli znów pełny dramat!

Potem zobaczyłem mecz drugiego klubu, którego drużyna jest w rozsypce. Właściwie, co to za drużyna? Najwyżej jakieś grupy i grupki. Jednych nic już nie obchodzi, inni grają tylko pod siebie. Najwyżej kilku identyfikuje się z klubem. Po sobotnim meczu ligowym kapitan (właśnie zaliczył pięćsetny występ!) powiedział, że jak w najbliższych tygodniach będą grali tak samo, wylecą z hukiem z wszystkich rozgrywek. A mówił to z taką miną, że grzechem byłoby mu nie wierzyć. Czyli pełny dramat!

Na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze raz wynik meczu, po którym przedstawił czarny scenariusz wydarzeń. Ale dobrze pamiętałem, nie zakończył się porażką interesującej mnie drużyny, ale remisem. W trzech pierwszych kolejkach ligowych w nowym roku zdobyła siedem punktów. Wychodzą dwa zwycięstwa i remis, nie ma innej możliwości. Tylko siedem? Chyba jednak aż siedem, skoro powiększyła nawet przewagę nad następnym zespołem w tabeli.

Postanowiłem przyjrzeć się dramatowi z bliska. We wtorkowy wieczór usiadłem wygodnie w fotelu i obejrzałem w telewizji mecz pucharowy tej dołującej ekipy. Na kolana na pewno mnie nie rzucił. Chwilami musiałem się nawet mocno starać, by nie zasnąć. Ale, co najważniejsze, fatalnie grająca drużyna, która tak naprawdę nawet nie jest już drużyną, znów wygrała. Skromnie, bo skromnie, tylko 1:0, ale jednak wygrała i awansowała do następnej rundy.

Ja bym to nawet uznał za swoisty rodzaj bezwstydnej prowokacji. Gdyby po słabej grze chociaż przegrała. Ale nie, bezczelnie wygrała. Myślę, że doprowadziła tym do szału swoich krytyków. Przejadą się po niej, jak po bandzie nieudaczników. To jest dopiero dla nich dramat, pełny dramat.

Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział o jakie kluby chodzi, śpieszę z informacją, że oczywiście o Legię Warszawa i Bayern Monachium. Jeśli mimo dramatycznych chwil, jakie przeżywają, dotrwają cudem do końca sezonu, mają spore szanse na wywalczenie kolejnego mistrzostwa swoich krajów. Bayern ciągle także na Puchar Niemiec i Puchar Mistrzów.

Chyba więc najlepszą puentą będzie stwierdzenie – przedstaw mi swoje problemy, a powiem ci...

▬ ▬ ● ▬