Brawa dla… UEFA

Fot. Trafnie.eu

Lech Poznań awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Reakcja rodzimych mediów była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem.

Na początku sezonu mistrz Polski nie potrafił przebrnąć przez kwalifikacje do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ale UEFA tak zaprogramowała system trzech swoich rozgrywek pucharowych, dla zmyłki nazywanych ligami, że Lech w końcu trafił na swój poziom, czyli do najsłabszej Ligi Konferencji Europy. I dzięki temu w jego ojczyźnie zapanowała euforia.

Doprecyzuję – zapanowała, ponieważ w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Konferencji Europy pokonał w Sztokholmie miejscowy Djurgardens IF 3:0. A ponieważ pierwszy mecz przed tygodniem wygrał w Poznaniu 2:0, więcej niż pewnie uzyskał awans.

W czwartek Lech zwyciężył zasłużenie, bo był wyraźnie lepszy od Szwedów. Nie tylko w czwartek zresztą, ale w przekroju obu meczów. Choć nie ustrzegł się błędów, na szczęście bez konsekwencji, na jego grę patrzyło się z przyjemnością. Przyjechał bowiem do Sztokholmu grać w piłkę, a nie tylko bronić wyniku. I został za to nagrodzony wysokim zwycięstwem.

Szwedzkie media próbowały tworzyć teorię, że ich drużyna została skrzywdzona przez sędziego, który pod koniec pierwszej polowy wyrzucił z boiska jednego z miejscowych graczy. Jak dla mnie teoria mocno „nadmuchana”. Nawet gdyby nie wyrzucił, gospodarze nie mieli potencjału, by odrobić straty i wyeliminować Lecha. Byli po prostu za słabą dla niego drużyną, co część miejscowych mediów też potrafiła zauważyć.

Od końcowego gwizdka, nawet ciut wcześniej, rozpoczęła się w rodzimych mediach istna jazda bez trzymanki, której się spodziewałem. Gdybym nie wiedział o jaki mecz w jakich rozgrywkach chodzi, pomyślałbym, że Lech właśnie awansował do finału Ligi… Mistrzów.

„Maszyna z Poznania”, „drużyna roku”, „awans w fenomenalnym stylu”, „chylę czoła i oddaję hołd” - to tylko wybrane opinie stanowiące dowód rozhuśtania nastrojów. Czy na wyrost? Powiedziałbym, że na miarę wyposzczenia wieloletnim brakiem jakichkolwiek sukcesów piłkarskich, szczególnie w klubowej piłce. I na miarę tabloidyzujących się, niestety na wyścigi, mediów, które nawet za cenę śmieszności podkręcą każdą informację, by czytelnikom wydawało się, że właśnie wydarzyło się coś najważniejszego na świecie.

Nie będę się naśmiewał z Ligi Konferencji Europy, które Kamil Kosowski, były zawodnik, a dziś piłkarski ekspert, nazywa „Pucharem Biedronki”. Natomiast muszę się z nim zgodzić, że Djurgardens IF prezentuje poziom średniaków z Ekstraklasy. Ale trzeba mieć też trochę szczęścia, którego we wcześniejszych latach polskim klubom wiele razy brakowało, by na taką drużynę trafić i zaprezentować w obu meczach optymalną dyspozycję, by ją ograć.

Jednak zamiast bezrefleksyjnie chwalić Lecha, wolę pochwalić… UEFA. Pomysłodawcy powołania do życia nowych rozgrywek trzeciej kategorii nawet nie przypuszczali, że niektórym zrobią w ten sposób aż taką frajdę! Gdyby nie było Ligi Konferencji Europy moglibyśmy najwyżej oblizywać się z zazdrości patrząc na Ligę Mistrzów i Ligę Europy, bo na grę w ćwierćfinale jednej albo drugiej można najwyżej pomarzyć.


PS: Lech zagra w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy z włoską Fiorentiną.

▬ ▬ ● ▬