Brazylia kontrastów

Fot. Trafnie.eu

Po kilku dniach pobytu w Ameryce Południowej coraz lepiej poznaję kraj, w którym spędzę jeszcze prawie miesiąc, a który powoli opanowuje szaleństwo mistrzostw.

Brazylia to jeden wielki kontrast. Przyleciałem do Sao Paulo, betonowej dżungli. Metro jedzie tam na stadion kilkadziesiąt minut. Zmieniały się nazwy kolejnych stacji, nie zmieniał się krajobraz za oknem – wysokie, wąskie jak zapałki bloki aż po horyzont. Miasto, które chyba nie ma końca. To fabryka i bank Brazylii. Daje jej dwanaście procent dochodu narodowego. W Sao Paulo nie mieszka się dla przyjemności, trudno się nim zachwycać. W Sao Paulo mieszka się dla pieniędzy, bo tu łatwiej je zarobić. Ile dokładnie żyje w nim ludzi nie wie nikt. Na pewno ponad dwadzieścia milionów. Ta liczba zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie, gdy sobie uświadomiłem, że to ponad polowa ludności Polski!!!

A później była podróż autobusem do Rio de Janeiro. Cena dość wysoka (ponad 150 złotych) w porównaniu z cenami biletów w Polsce. Ale prawdziwy komfort. Wielkie, mięciutkie fotele, dużo miejsca dla nóg. A i tak wybrałem najtańszą opcję. W tych najdroższych śpi się podobno jak w łóżku. Nie będę sprawdzał, ta mi wystarczy.

No i jeszcze krajobrazy za oknem. Nie przypominam sobie, by jakiś przewodnik zachwalał tę trasę. A w kilku miejscach widoki były nieziemskie – góry, pagórki, wąwozy i jeszcze zjazd serpentynami przed samym Rio. Brazylia ma za dużo do zaoferowania, by tracić energię na reklamowanie czegoś, co i tak nie wytrzyma konkurencji z większymi atrakcjami.

Teraz jestem w Rio, przeciwieństwie Sao Paulo. Też sporo wieżowców, ale postawione na takim tle, że zapiera dech. Góry wyłaniające się z morza zawsze dają zniewalający efekt. I jeszcze te plaże – Copacabana i Ipanema...

Tu można nauczyć się Brazylii, jej blichtru i szpanerstwa. Temperatura jak podczas upalnego polskiego lata, choć mamy przecież późną jesień. Tak to sobie beztrosko, przynajmniej jeśli chodzi o pogodę, niektórzy żyją. Stwierdzenie tylko z pozoru logiczne. Ciepły klimat sprawia, że trzeba odsłonić więcej ciała. Dlatego promenady przy obu plażach stanowią wybiegi dla szpanerów, napakowanych kolesi, którzy wyglądają jakby właśnie wyszli prosto z „siłki” („siłka” - ulubione słowo mojego kolesia) znajdującej się tuż przy plaży. Albo prosto od chirurga plastycznego – uwaga dla panienek. Tu nikogo nie dziwi, że ktoś spaceruje bez koszulki. No bo gdzie się pochwalić wyrzeźbioną klatą czy włożonym implantem, jak nie na promenadach „Cudownego miasta”? Tak nazywane jest Rio.

Kto zadrze głowę, zauważy poprzylepiane do stoków gór chatki. Fawele są zawsze blisko bogactwa. Ale lepiej nie sprawdzać jak bardzo się różnią, lepiej nie gubić drogi, bo mogłaby się okazać drogą w jedną stronę. Znane turystom centrum Rio, wciśnięte w wąski pas pomiędzy wzgórzami i morzem, to tylko niewielki fragment metropolii. Do tego doklejone jest, ciągnące się kilometrami, bezkształtne morze lichych domków. Oto prawdziwa Brazylia. Tak żyje większość jej mieszkańców.

Oni najpewniej zobaczą mistrzostwa w telewizji. Wcześniej pewnie wywieszą barwną flagę swego kraju w oknie. Odnowiona Maracana wygląda jak królewski pałac. Biedacy mogą przejechać tuż koło niej linią metra prowadzącą aż na najdalsze przedmieścia. Ze dwie stacje dalej, przed wjazdem do centrum, metro chowa się pod ziemię. Tu zaczyna się świat tylko dla wybranych...

▬ ▬ ● ▬