Brazylia rozdwojona

Fot. Trafnie.eu

Dosłownie za chwilę zaczną się w Sao Paulo dwudzieste mistrzostwa świata. Wydaje się, że gospodarz imprezy, nie jest do niej właściwie przygotowany.

Na stacji metra Corinthians-Itaquera, tuż przy stadionie w Sao Paulo, pewien magik stanął na jednej nodze, drugą zakładając sobie na... szyję. Wtedy rozpostarł ręce i ułożył z palców obu rąk symbol "V". Spojrzałem na niego i pomyślałem, że jak mało kto pasuje do zilustrowania tego, co dzieje się w Brazylii.

Za chwilę w Sao Paulo rozpoczynają się finały mistrzostw świata, do których ten kraj jest nieprzygotowany. Jak ten magik – z trudem utrzymuje równowagę, przekonując, ze wszystko jest jak trzeba.

Od roku trwają społeczne protesty przeciwko wydawaniu miliardów na mistrzostwa, zamiast na służbę zdrowia czy szkolnictwo. Paradoks polega na tym, że oprotestowane środki nie zostały wydane nawet w połowie. Choć może się mylę? Bo może wydane zostały zgodnie z planem, tylko nie widać efektów? Nie zrealizowano nawet połowy planów dotyczących modernizacji infrastruktury transportowej!

Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze. No to moje wyglądało tak. Samolot z Europy przyleciał nawet z pięć minut przed czasem do Sao Paulo. Po kilku minutach autobus zawiózł mnie do hali przylotów i stanąłem razem z kolesiami z całego świata w gigantycznej kolejce do odprawy paszportowej.

Po koszulkach reprezentacji mogłem od razu poznać z kim mam do czynienia. Wąż kolejki zawijał się kilka razy wypełniając oczekującymi całą salę. Zacząłem się przyglądać i zauważyłem, ze połowa stanowisk jest nieobsadzona. Po godzinie kolejka lekko przyspieszyła, bo na stanowiskach pojawiły się dodatkowe panie. Po prawie półtorej godzinie mogłem wreszcie powiedzieć – "Witaj Brazylio"! Dostałem pieczątkę w paszporcie i mogłem opuścić lotnisko. Żeby nie było wątpliwości – to największe lotnisko w kraju, na które przylatują samoloty zza Atlantyku.

Dzień przed inauguracją podano wyniki ankiety z której wynika, że tylko 34 procent Brazylijczyków jest zadowolonych z organizacji finałów w ich ojczyźnie. Aż 81 procent wolałoby przeznaczone na to środki wydać na służbę zdrowia.

Brazylia rozdwojona - kochająca piłkę nad życie (choć już nie bezgranicznie, jak dawniej), ale i dostrzegająca, że świat jej ucieka w innych branżach. W takim kraju wylądowałem, w takim odbędą się 64 mecze mistrzostw. Trzeba jeszcze pospiesznie wykończyć co się da. Jak już się nie da, jakoś przykryć, by nie rzucało się w oczy.

Na dodatek pierwsze kopnięcie piłki w inauguracyjnym meczu będzie też symbolicznym początkiem kampanii wyborczej. Na jesieni Brazylijczycy zdecydują kto będzie nimi dalej rządził. Wybiorą obie izby parlamentu, parlamenty stanowe i prezydenta. Ludzie są zmęczeni sytuacją w kraju. Jeśli będą dopingować swoją reprezentację i ta zostanie mistrzem świata, na kolejną kadencje mogą też zostać politycy, którzy ogrzeją się tym sukcesem. Jak nie zostanie mistrzem, może dojdzie do eskalacji niezadowolenia i zmian? Życzyć mistrzostw? Dopingować, czy nie dopingować? Oto jest pytanie? Chyba bez dobrej wypowiedzi...

Jest i druga strona medalu – Brazylijczycy. Otwarci, pogodni,uśmiechnięci, chętni do pomocy, gdy tylko zorientują się, że mają do czynienia z cudzoziemcem. Niestety trzeba znać portugalski, by nacieszyć się tą sympatią. Znalezienie kogoś mówiącego płynnie po angielsku do łatwych nie należy. Ale zawsze na pożegnanie pojawia się uniwersalny znak – podniesiony kciuk. Jest w porządku. I będzie, na pewno. Mistrzostwa odbędą się w zaplanowanym terminie. Kto się w tym czasie nadenerwuje, jego problem. Nikt nikogo nie zmuszał, by przyjeżdżał do Brazylii.

▬ ▬ ● ▬