Brudna gra

Fot. Trafnie.eu

Od kilku dni w mediach pojawiają się kolejne informacje na temat meczu trzeciej ligi zwanej drugą. Może doprecyzuję – na temat jednej sytuacji z nim związanej.

W rozgrywkach na tym poziomie musi zdarzyć się coś wyjątkowego, by tak mocno zainteresowały się nimi ogólnopolskie media. I w meczu pomiędzy Górnikiem Łęczna a Bytovią Bytów właśnie się wydarzyło (za: onet.pl):

„W 82. minucie spotkania [Aron] Stasiak odepchnął obrońcę gości Adriana Liberackiego, za co otrzymał czerwoną kartkę. Jak się okazuje, bezpośrednio przed całym zdarzeniem doszło do krótkiej, ale bardzo ostrej rozmowy. Według zawodnika gospodarzy rywal obraził jego matkę”.

I jeszcze relacja Stasiaka, lojalnie ostrzegam (!), dość drastyczna w szczegółach:

„To było po faulu na mnie. Kolega ustawiał piłkę do rzutu wolnego, a ja wszedłem w pole karne. Zawodnik Bytovii narzekał na sędziego, po czym faktycznie miał miejsce krótki dialog. Powiedział: chu** będziecie mieli awans. Zapytałem, czy jego drużyna awansuje i wtedy usłyszałem: "No wy ch*** będziecie mieli. Jak ta twoja stara kur** je***”. Odepchnąłem go, ale upadł tylko dlatego, że chciał wymusić czerwoną kartkę”.
A tak opisał wspomniane wydarzenie Liberacki (za: wp.pl):

„To nieprawda. - Byliśmy w polu karnym. On mnie zaczepił, obraził moich rodziców, a ja rzuciłem automatycznie: „twoich też”. A on mnie uderzył. Wiem, że jest słowo przeciwko słowu. Owszem, było między nami spięcie, jakie w meczach się zdarzają, ale takie słowa, jakie przytacza Aron, nie padły. Ani o awansie, ani tym bardziej o jego mamie”.

Która wersja jest prawdziwa? Nie wiem, bo przecież to „słowo przeciwko słowu”. Dodam tylko, że matka Stasiaka jest niestety chora na raka, starając się dzielnie walczyć ze straszną chorobą.

Gdy przeczytałem relację opisującą incydent, specjalnie się nie… zdziwiłem. Powiedzmy wprost – piłka to wyjątkowo brudna gra. Kto nie poznał jej od środka, może być zbulwersowany wydarzeniem na meczu Górnika Łęczna z Bytovią Bytów. Naiwna, czy wręcz obłudna, byłaby wiara, że to tylko coś wyjątkowego. Wręcz przeciwnie – raczej norma! Nagłośniona tylko dlatego, że przypadkowo w tle wydarzeń pojawiła się ciężko chora kobieta.

Już przed pięcioma laty ostrzegałem, że każdy mecz...:

„To niemal wojna, fizyczna i psychologiczna. Piłka stała się niestety wyjątkowo brudną grą. Takie numery, jak stawanie kołkami z podeszwy butów na stopie rywala podczas startu do piłki, są rodzajem abecadła. Podobnie jak pociąganie za spodenki podczas wyskoku do piłki. Sam mnie uczył kiedyś tego trener w drużynie juniorów! Ale jednocześnie zwracał uwagę, by robić to DYSKRETNIE. Takich niuansów nie są w stanie wychwycić telewizyjne kamery na przykład podczas wybijania rzutów rożnych, gdy w polu karnym kłębi się tłum zawodników nawzajem próbujących zrobić sobie krzywdę. Ale w miarę DYSKRETNIE, by nie było konsekwencji.

Istnieje jeszcze nieograniczone pole do popisu w wojnie psychologicznej, stanowiącej wręcz temat na ciekawą książkę. Po kilku minutach meczu zawodnik podchodzi do rywala i mówi:

»Ale ty słaby dziś jesteś. Podejdź do linii i poproś o zmianę...«”

Jeśli więc ktoś oburza się, całkiem słusznie, czytając o wydarzeniach z Łęcznej, powinie niestety pamiętać, że podobne zdarzają się niemal w każdym meczu.

▬ ▬ ● ▬