Chłopaki z Bydgoszczy nie pękają!

Trenerzy i piłkarze Zawiszy postawili się miejscowym kibolom. W poniedziałek wydali oświadczenie, w którym popierają właściciela swojego klubu.

Radosław Osuch, bo o nim mowa, nigdy nie był moim ulubieńcem. Uważam, że kiedyś się ośmieszył opowiadając na lewo i prawo jak zdemaskuje Leo Beenhakkera, gdy ten przestanie być polskim selekcjonerem. Wtedy kadrowicze mieli powiedzieć o Holendrze całą prawdę, czyli że handlował piłkarzami. Kilka latek minęło, a żaden jakoś nie złożył obciążających zeznać. Skończyło się na przegranym procesie o zniesławienie. Przegranym przez Osucha, nie Beenhakkera.

Tym razem właściciel Zawiszy pokazał, że ma jaja. Zresztą trenerzy i piłkarze klubu też. Wcześniej, bo już na jesieni na boisku. Teraz udowodnili, że są drużyną także poza nim.  

„(…) - nie chcemy więcej kilkunastu takich pseudokibiców na naszych meczach, którzy dla własnych interesów terroryzują resztę osób dopingujących na trybunie B”  

- chcielibyśmy przeprosin dla właściciela i pracowników klubu

- informujemy, że w przypadku odejścia z klubu właściciela Radosława Osucha my również opuścimy Zawiszę Bydgoszcz razem z nim” - napisali między innymi w oświadczeniu opublikowanym na oficjalnej stronie klubu.

O co chodzi? Pan właściciel podczas wcześniejszego meczu Zawiszy z Widzewem nie uszanował zaangażowania kiboli ŁKS-u, skumplowanych z tymi z Bydgoszczy. Przyjechali się tam lać ze znienawidzonymi sąsiadami z Łodzi. Osuch razem z policją zapobiegł wpuszczeniu tych z ŁKS na stadion. Nie doszło więc do łódzkiej wojenki w Bydgoszczy, ale zaczęła się wojna między właścicielem a miejscowymi kibolami.

Na piątkowym meczu z Lechem, zamiast dopingować drużynę, wyzywali go od najgorszych. Ani Osuch, ani jego piłkarze i trenerzy jednak się nie przelękli. Wręcz przeciwnie, o czym świadczy poniedziałkowe oświadczenie.     

Od razu przypomniała mi się sytuacja z Warszawy gdy jeden z kiboli pobił zawodnika Legii, a wszyscy w klubie, łącznie z poszkodowanym, udawali, że nic się nie stało. Osuch odwrotnie, poszedł na wojnę i nie ma zamiaru ustępować, choć wcześniej długo próbował kiboli obłaskawiać. Ciekawy jestem jak sytuacja się rozwinie…

Na pewno za chwilę gdzieś przeczytam, że w Bydgoszczy to tylko jednostki. Że przecież w ogóle to jest malinowo. I nie ma co przesadzać, uogólniać, bo na meczach jest coraz bezpieczniej. Właściwie po co to zamieszanie?

W listopadzie na kon­fe­ren­cji „Bez­piecz­ny Sta­dion" w Kiel­cach oznajmiono przecież światu, że na mecze Ekstraklasy nawet przeczkolaki można by już puszczać bez opiekunki.

„We­dług sta­ty­styk nasze sta­dio­ny są tak samo bez­piecz­ne, jak te an­giel­skie, co po­świad­cza­ją dane Home Guard za sezon 2012/2013 do­ty­czą­ce roz­gry­wek w An­glii i Walii” - pochwalił się wtedy Mar­cin Ani­muc­ki, wi­ce­pre­zes za­rzą­du Eks­tra­kla­sy S.A.

Nie wiem kiedy ostatnio oglądał mecz ligowy z normalnej trybuny, a nie tej VIP-owskiej. Może niech się przejedzie do Bydgoszczy i zrobi rajd po wszystkich sektorach. Wtedy jego słowa nabiorą dla mnie znaczenia. A skoro powołuje się na Anglię, mam dla niego pracę domową, czyli dwa zadania do wykonania.

Zapamiętałem scenę z meczu Premier League, gdy jeden z kibiców wbiegł na chwilę na murawę, by wyściskać strzelca bramki. Pognał za nim na trybuny steward, czyli po naszemu porządkowy (nawet nie wypasiony ochroniarz). Żeby nie było wątpliwości – pognał sam, bez żadnej obstawy! Złapał go i wyprowadził ze stadionu.

Czy podjął by się pan takiego zadania jako porządkowy na jednym z bezpiecznych polskich stadionów, panie Ani­muc­ki? Radziłbym najpierw profilaktycznie zarezerwować sobie miejsce na najbliższym OIOM-ie (oddział intensywnej opieki medycznej)...

Ta sama rada przed próbą wykonania zadania numer dwa, znów w nawiązaniu do ligi angielskiej. Oglądałem w niedzielę fragmenty meczu Tottenham – Liverpool. Kibice gości siedzieli za jedną z bramek oddzieleni od fanów Spurs tylko stewardami stojącymi na schodach pomiędzy dwoma sektorami. Czy wcieliłby się pan w rolę takiego stewarda na meczu polskiej ligi? Choćby tym, które obejrzałem tego samego dnia, Legia – Cracovia? Odpowiem za pana – nie, bo na polskich bezpiecznych stadionach sektory gości ciągle oddzielają od reszty trybun solidne płoty. A wokół nich jeszcze sektory buforowe, które dla bezpieczeństwa pozostają puste. I słusznie, bo nie sądzę, by sam płot wystarczył.

Jeśli kiedyś uda się go zastąpić porządkowymi, jak w Anglii, wtedy pan Animucki będzie mógł powiedzieć, że polskie stadiony są naprawdę bezpieczne. Czego jemu i sobie życzę, choć nie wiem czy takiej chwili dożyję.  

 ▬ ▬ ● ▬