...choć sukcesu nie wróżę

Fot. Trafnie.eu

Od wielu tygodni Chiny podbijają światową piłkę. Na razie tylko w tytułach tekstów zamieszczanych w mediach. Ale to samo chcą robić na boiskach.

Nie ma dnia, żeby nie pojawiały się informacje o kolejnych transferach dokonanych przez chińskie kluby. Sumy są z reguły zawrotne. Jeszcze wyższe propozycje przygotowane dla największych gwiazd, które nie zostały przyjęte. Trzysta milionów euro dla Realu Madryt za Cristiano Ronaldo plus sto milionów rocznej pensji dla zawodnika – oto ta najbardziej lukratywna.

Jeśli ktoś podnieca się sumami transferowymi oferowanymi przez Chińczyków, powinien wiedzieć, że to tylko pierwszy krok do budowy imperium. Czyli najpierw trzeba stworzyć ligę, z którą nikt nie wytrzyma konkurencji. Na jej bazie wychować rodzimych zawodników, z którymi też nikt nie będzie w stanie rywalizować. A na samym końcu zorganizować w Chinach finały mistrzostw świata zakończony triumfem gospodarzy. Plan piękny, tylko czy realny?

Wielu znanych zawodników zostało już wyssanych z Europy i Ameryki Południowej do ligi chińskiej. Dlatego coraz częściej pojawia się kolejne pytanie – czy to rzeczywiście początek tworzenia nowego piłkarskiego imperium?

Płacąc wielkie pieniądze, zdecydowanie większe od obowiązujących dotychczas na rynku, Chińczycy oczywiście skutecznie kuszą coraz więcej gwiazd, ale także średniej klasy grajków. Prościej będzie chyba stwierdzić - kuszą wszystkich, którzy dają się skusić. I oferują zawsze kontrakty, znacznie wyższe niż w każdym innym kraju.

Piłkarze najczęściej starają się wytrzymać ile się da i zarobić ile się da. A gdy już się nie da, wracają do domu. Nawet jak wytrzymają sezon i tak wyjazd się opłaci. Często po powrocie nazywają go „przygodą”.

Gdyby piłkarskie Chiny były prawdziwym rajem, czy Radović i Mączyński znów grali by w Ekstraklasie? Z prawdziwego raju nikt by ich siłą nie wypędził. Występowali by do końca życia, jak nie w jednym, to w innym klubie.

Chińczycy oczywiście zabierają coraz więcej gwiazd z Europy i Ameryki Południowej, ale jednocześnie wpompowują do klubów na obu kontynentach grube miliony. Czyli przepłacając za każdego, kto zechce u nich grać, stają się w pewnym sensie nieświadomymi… sponsorami. Ich pieniądze przydadzą się w finansowaniu szkolenia młodzieży, a także pozyskiwaniu największych talentów z biedniejszych krajów. To jest przyszłość futbolu, a nie gwiazdy, które za gigantyczne pensje postarają się pograć w Chinach w schyłkowym okresie swej kariery.

Każdy może oczywiście planować kiedyś tam zdobycie mistrzostwa świata. Ale trzeba jeszcze plany zrealizować. Pamiętam, jak w 1996 roku Amerykanie startowali z nowymi profesjonalnymi rozgrywkami - Major League Soccer. Przy okazji opracowali program rozwoju piłki w swoim kraju. Zakładał on walkę o mistrzostwo świata w 2010 roku.

Mamy już 2017 rok, a co udało się Amerykanom osiągnąć, mimo wieloletnich kompleksowych i rozsądnych działań? MLS ciągle się rozwija, ale nie stanowi najmniejszej konkurencji dla najlepszych lig w Europie. Żadna prawdziwa gwiazda nie zhańbi się występami w niej u szczytu swoich możliwości, najwyżej dorobi trochę tuż przed emeryturą.

A reprezentacja Stanów Zjednoczonych? Średnia klasa światowa, więc raczej trudno sobie wyobrazić, by w najbliższych mistrzostwach odgrywała wiodącą rolę. Czyli nie tak łatwo w piłce wdrapać się na szczyt, mimo świetnej amerykańskiej organizacji i mądrze realizowanego planu rozwoju.

I jeszcze jeden argument, może najważniejszy. Ile, z aż siedemdziesięciu medali jakie Chińczycy zdobyli na ostatnich igrzyskach w Rio de Janeiro, wywalczyli w grach zespołowych? Panie jeden (złoty) w siatkówce. Panowie – ŻADNEGO, praktycznie nie istnieli w tych dyscyplinach (startowali tylko w koszykówce zajmując ostatnie miejsce)!

Do finałów mistrzostw świata w piłce nożnej zakwalifikowali się raz w 2002 roku. Przegrali wszystkie mecze grupowe (z Kostaryką, Brazylią i Turcją), nie strzelając żadnej bramki, a tracąc dziewięć.

Nawet jak się stworzy masowy system produkcji mistrzów w sporcie, najtrudniej zawsze uzyskać odpowiednie wyniki w grach zespołowych. A już na pewno piłka nożna zawsze była najbardziej odporna na tego typu planową gospodarkę. Będę więc spokojnie obserwował rozwój chińskiego eksperymentu, choć sukcesu mu nie wróżę.

▬ ▬ ● ▬