Chyba wiedzieli kogo kupują?

Fot. Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa

Raków wygrał w Częstochowie z Florą Tallin 1:0 w meczu pierwszej rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Mogło być lepiej, ale nie ma co przesadnie narzekać.

Gdy okazało się, że mistrz Polski na początku drogi do wymarzonej fazy grupowej prestiżowych rozgrywek trafi na drużynę z Estonii, uznano losowanie za szczęśliwe. Flora nie jest bowiem przedstawicielem kraju będącego piłkarską potęgą, jednak z przesadnym optymizmem lepiej zawsze uważać.

Już kiedyś polska drużyna została odprawiona z tych samych rozgrywek przez rywala z Estonii. Wisła Kraków odpadła przecież w 2009 roku w rywalizacji z Levadią Tallin (1:1 i 0:1). Legia Warszawa, choć przed dwoma laty wyeliminowała Florę, toczyła z nią dość wyrównane mecze, a później w tym samym sezonie jej rywale wywalczyli prawo gry w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy!

Jednak już pierwsze minuty meczu w Częstochowie pokazały, że nie jest to przesadnie groźny przeciwnik dla Rakowa. Oglądaliśmy typowy mecz na jednej połowie, na której goście się głównie bronili, a gospodarze starali się tę obronę złamać. Przy takim scenariuszu boiskowych wydarzeń kluczowa bywa pierwsza bramka. Jeśli zdobędzie ją drużyna posiadająca przewagę, łatwiej jej późnej grać. Gdy gola strzelą ci murujący bramkę, co zdarza się rzadko, ale jednak czasami zdarza, wtedy z reguły jeszcze wzmacniają defensywę, by starać się utrzymać korzystny wynik.

Ta druga opcja była nawet bliska realizacji pod koniec pierwszej połowy. Bo choć Raków miał przewagę, niewiele z niej wynikało, a najgroźniejszą sytuację stworzyli goście, oddając dwa strzały, jeden po drugim. Rewelacyjnie spisał się jednak w bramce, szczególnie przy dobitce, Vladan Kovačević, ratując swojej drużynie remis do przerwy.

W drugiej połowie Raków zdołał dość szybko zdobyć bramkę po strzale oddanym spoza pola karnego przez Ukraińca Władysława Koczerhina, a w drodze do siatki piłce pomógł jeszcze rykoszet. Obraz meczu się nie zmienił, bo gospodarze dalej atakowali, stwarzając kilka okazji bramkowych. Natomiast goście dalej głównie się bronili.

Trudno się zachwycać grą Rakowa w pierwszym oficjalnym meczu rozegranym przez tę drużynę w nowym sezonie. Z pewnością przed rewanżem za tydzień w Tallinie przydałaby się jeszcze (co najmniej) jedna bramka, jednak przesadą byłoby zbytnie narzekanie. Paradoksalnie w Estonii mistrzom Polski może być łatwiej grać, bo rywale u siebie powinni się bardziej otworzyć.

We wtorkowy wieczór na ławce drużyny z Częstochowy zadebiutował nowy trener Dawid Szwarga, wczesnej asystent Marka Papszuna. Od razu pokazał kto rządzi w szatni, bo posadził na ławce kupionego ze Śląska Wrocław Johna Yeboaha, typowanego zdecydowanie do wyjściowego składu. Stwierdził, że ten po zmianie klubu musi najpierw zapracować na miejsce w drużynie.

Wpuścił go na boisko po przerwie i trzeba przyznać, że Yeboah w debiucie zaprezentował się więcej niż obiecująco, mając znaczący udział w akcji bramkowej (Koczerhin dobijał piłkę po jego strzale). Z pewnością udanie zastąpił poważnie kontuzjowanego (zerwane więzadła) Ivo Lopeza. Ponieważ mam świeżo w pamięci niedawne dąsy Yeboaha we Wrocławiu, mam też nadzieję, że będzie prezentował taką formę nie tylko do momentu, aż ktoś z lepszej ligi spróbuje go pozyskać. Ale chyba w Częstochowie wiedzieli kogo kupują...

▬ ▬ ● ▬