Chytre lisy

Fot. Trafnie.eu

Miał być najszybciej zwolniony, a zostanie menedżerem roku. Dlatego po kolejnym zwycięstwie swojej drużyny stwierdził, że nie wierzy bukmacherom.

Leicester City wygrał wygrał w sobotę 3:1 z Manchesterem City na jego stadionie i jako lider Premier League ma już pięć punktów przewagi! Okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych, ani mądrali potrafiących wszystko w piłce przewidzieć. Nie jest to refleksja odkrywcza, ale na pewno budująca.

Chyba skończyło się czekanie na porażki Leicester City, a zaczęło wyczekiwanie na świętowanie przez nich tytułu mistrzowskiego. Arsene Wenger twierdzi, że neutralni kibice będą teraz dopingowali sensacyjnego lidera, życząc mu sukcesu. „Neutralni”, czyli wszyscy poza sympatykami trzech drużyn (Tottenham Hotspur, Manchester City i Arsenal), które mogą jeszcze lidera dogonić:.

Po zwycięstwie nad Manchesterem City jeden z dziennikarzy zapytał na konferencji prasowej włoskiego menedżera Claudio Ranieriego, czy zdaje sobie sprawę, że Leicester City stał się właśnie faworytem bukmacherów do zdobycia tytułu mistrzowskiego w tym sezonie. Ten odpowiedział z przekąsem, że bukmacherom nie wierzy, bo na początku sezonu był ich faworytem do zwolnienia w Premier League.

Na razie w Leicester o robotę może być spokojny. Może wkrótce zawiąże się komitet budowy jego pomnika. Jeśli zakończy sezon na pierwszym miejscu w tabeli, wcześniej czy później na pewno jakiś monument Ranieriego w tym mieście stanie. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tytuł najlepszego menedżera sezonu ma już zaklepany kilka miesięcy przed jego zakończeniem.

Seria dobrych wyników uzyskiwanych w lidze przez teoretycznie słabsze drużyny zdarza się co jakiś czas. Raz w jednej, raz w innej lidze. Ale kiedyś się kończy i następuje karny powrót do szeregu. Podobnie myśleli rywale o drużynie Ranieriego. Tylko, że ta na razie nie ma zamiaru niczego kończyć. To się może nawet skończyć tytułem mistrzowskim! Jeśli w przyszłą niedzielę Leicester City nie przegra w Londynie z Arsenalem, będę skłonny uwierzyć, że może ten tytuł zdobyć.

Jak to możliwe, że drużyna, która niemal cudem uchroniła się przed spadkiem z jednej z najsilniejszych lig na świecie, w kolejnym może ją wygrać? Najlogiczniejsza odpowiedź na teoretycznie mało logiczne pytanie powinna brzmieć – ponieważ piłka nożna to gra zespołowa. Każdy zawodnik wart jest tylko i wyłącznie tyle, ile znaczy dla konkretnej drużyny. Żeby była mocna, nie potrzeba jedenastu gwiazd. A jak się idealnie dopasuje wszystkie klocki, może się okazać, że mechanizm zacznie na tyle sprawnie funkcjonować, by ogrywać nawet tych w teorii znacznie silniejszych. 

To oczywiście duże uproszczenie, bo w przypadku drużyny, czy szerzej – całego klubu, musi współgrać wiele różnych czynników. W Leicester w tym sezonie idealnie to wszystko się zazębia. I jeszcze jest coś ekstra, czyli eksplozja możliwości gwiazd, które się w tym czasie wykreowały (Jamie Vardy, Riyad Mahrez).

Gdyby przed sezonem ktoś zaproponował miejscowym kibicom spokojne utrzymanie w lidze, łyknęliby ofertę bez dyskusji. Zamiast tego przeżywają chwile, o których nawet nie mieli śmiałości marzyć. A marzyć zawsze warto, nawet o rzeczach z pozoru niemożliwych do spełnienia.

Drużyna nosząca przydomek „Lisy”, przechytrzyła wszystkich. Życzę jej tytułu, bo takie złamanie monopolu Londynu i Manchesteru, na pewno wpłynie ożywczo na angielską ligę. I czekam na niedzielny mecz Arsenalu z Leicester City. Być może decydujący o mistrzostwie...

▬ ▬ ● ▬