Ciągle dołem i pod wiatr

Fot. trafnie.eu

W Warszawie odbyło się wczoraj Walne Zgromadzenie PZPN. Niech żałują wszyscy, którzy odpuścili je z przekonaniem, że na pewno będzie nudne.

Początek niczego ciekawego nie zapowiadał, wręcz przeciwnie. Jednym z pierwszych, który zabrał głos był Stanisław Kogut z Kolejarza Stróże. Jego dojścia do mównicy zawsze mają w sobie coś z folkloru. Nie zawiódł i tym razem. Przy okazji był fragment w stylu „łubu – dubu, niech żyje nam”… Z potoku słów pana senatora należało wydobyć te, świadczące o podziwie dla obecnych władz związku, dzięki którym wreszcie jest normalnie, czyli malinowo.

Później już tak miło, dla prezesa i spółki, nie było. Jerzy Engel, niezadowolony z pomysłu umiejscowienia szkoły trenerów w Białej Podlaskiej, radził przenieść tam PZPN, skoro tak tanio. Ryszard Niemiec próbował ostrzec Bońka, by nie kusiły go jednoosobowe rządy, jak cesarza, bo cesarz był tylko jeden – Franz Beckenbauer.  

Ale prawdziwe emocje zaczęły się wraz z prezentacją nowego statutu. Zachwalano go pod niebiosa apelując do delegatów, by docenili mozolną pracę prawników nad wspomnianym projektem. Ale zamiast zrozumienia, nastąpiła totalna olewka. Nie rozumiem dlaczego tyle osób było zdziwionych reakcją sali. Ja wręcz przeciwnie. Nowy statut skrojono według zasady „przyjdzie walec i wyrówna”. Pan prezes przekonywał dlaczego różne podmioty będą miały mniej głosów.

Raczej niewielu przekonał. A już najmniej swojego zastępcę, Romana Koseckiego. Ten, oficjalnie deklarujący wspaniałą współpracę z Bońkiem, miał nietęgą minę, gdy przeczytał w projekcie statutu, że politycy nie będą mogli zasiadać na fotelu prezesa PZPN. Boniek wielkopańskim gestem pocieszył go jednak wyjaśniając, że tę kadencję na wiceprezesowskim stołku może dokończyć bez obaw. A w ogóle to wszystko przecież dla dobra PZPN, czyli i polskiej piłki, bo ma służyć jej odpolitycznieniu.

Z każdym wystąpieniem kolejnych delegatów atmosfera wyraźnie gęstniała. Boniek widząc, że nie ma szans na zwycięstwo, w końcu zmienił porządek obrad i poddał pod głosowanie wniosek, by odłożyć przyjęcie nowego statutu. W tym akurat mógł liczyć na zdecydowane wsparcie sali i wniosek przeszedł.

„Dzisiejsze obrady pokazały, jak bardzo nasze środowisko jest podzielone” – zauważył pan prezes. Czy naprawdę od październikowego zjazdu łudził się, że może być inaczej? Aż w taką naiwność nie uwierzę. Boniek chyba też nie wierzy (mam nadzieję!) w opinie tych wszystkich klakierów, niestety także z mediów, którzy na wyścigi od wielu miesięcy dostarczają mu nowych laurek.  

„Musimy być uważni, bo gramy ciągle dołem i pod wiatr” - tak podsumował walne zgromadzenie.

O tym, że polska piłka czasami ciągle przypomina kabaret, świadczy finałowa scena wczorajszego przedstawienia. Gdy zakomunikowano zakończenie obrad, jeden z delegatów postanowił jeszcze zabrać głos. Boniek nie dał mu dokończyć zdania, informując: 

„Rysiu, zjazd jest zakończony, wszystko już żeśmy głosowali. Po prostu się zdrzemnąłeś”.

Też mam ochotę się zdrzemnąć. Budzę się, a tu kolejny zjazd PZPN. Nudny strasznie, wszystko zatwierdzone i przegłosowane w pięć minut, praktycznie jednomyślnie. Później idę na mecz reprezentacji. I kolejne wspaniałe zwycięstwo, radość i świętowanie do białego rana. Oj, będę musiał długo spać…

▬ ▬ ● ▬