Co kto chce dostrzec?

Fot. Christian Bertrand

W mojej ojczyźnie w dobrym tonie jest ostatnio przyłożenie najlepszemu rodakowi biegającemu za piłką. Niektóre służące do tego argumenty są wręcz komiczne.

W poniedziałkowy wieczór Robert Lewandowski, mimo fali zalewającej go krytyki, chyba ciągle (przynajmniej dla mnie) najlepszy polski piłkarz, rozgrywał mecz ligowy. Jego Barcelona bezbramkowo zremisowała z Gironą. Nie tak miało być, oczywiście z punktu widzenia gospodarzy, skoro goście są drużyną środka tabeli. Jednak paradoksalnie pozwoliło to im umocnić się na pozycji lidera i powiększyć do 13 punktów przewagę nad drugim w tabeli Realem Madryt, który przegrał u siebie z Villarrealem.

Nie trzeba było oglądać meczu, by już po wyniku mieć pewność, że… (za: przegladsportowy.onet.pl)

„Robert Lewandowski znów nie strzelił gola i znów niczym nie zaimponował. Jeśli zdobędzie koronę króla strzelców, to tylko dzięki dorobkowi z początku sezonu. Ma szczęście, że konkurencja w walce o koronę króla strzelców nie jest najmocniejsza”.

Na wszelki wypadek sprawdziłem – drugi w klasyfikacji strzelców, mając trzy bramki mniej, jest niejaki Karim Benzema ze wspomnianego Realu. Czy to przez przypadek nie ostatni zdobywca najcenniejszej indywidualnej nagrody w futbolowej branży, czyli Złotej Piłki? Przez przypadek tak, więc może autor owej tezy postanowił ją nieco skorygować w kolejnych zdaniach:

„[Lewandowski] Prowadzi w tym zestawieniu w dużym stopniu z powodu kontuzji trapiących często Karima Benzemę i słabości konkurencji. Poza wybitnym piłkarzem Realu w LaLiga brakuje napastników, takich prawdziwych snajperów z najwyższej półki”.

Zapomniał dodać, że wspomniany Benzema, cały i zdrowy, miał okazję w ostatnim meczu Realu zmniejszyć dystans do Lewandowskiego, ale bramki nie zdobył, a został zmieniony już po godzinie gry! Tyle samo trafień co Francuz ma Enes Unal z Getafe, czyli drużyny broniącej się przed spadkiem, więc wbrew lansowanej tezie wcale nie taka słaba konkurencja, skoro w nie za mocnym towarzystwie potrafił nastrzelać tyle goli.
Idźmy dalej, cytując kolejny argument przeciwko Lewandowskiemu:

„Najgorsze, że nie tylko nie trafił do siatki, ale znów nie pokazał się z dobrej strony. Często nie było go w polu karnym, bo szukał piłki gdzie indziej. Oddał cztery strzały, ale żadnego celnego”.

Na logikę – czy napastnik słynący z seryjnie zdobywanych bramek wyprawiałby się poza pole karne w poszukiwaniu piłki, gdyby dostawał odpowiednią liczbę podań? Czy podobnie nie jest w reprezentacji Polski?

I jeszcze tak zwana puenta do tekstu:

„Sam Lewandowski tak przeciętny – oczywiście jak na jego niezwykłe standardy – dorobek po 28 kolejkach miał ostatnio dziewięć lat temu. Wtedy rozgrywał pierwszy sezon w Bayernie, który był najsłabszy w jego wykonaniu podczas ośmioletniego pobytu z tym klubie. W Borussii także najgorszy sezon był ten pierwszy. Może i w Barcelonie kolejne lata będą lepsze, ale tym razem PESEL nie będzie już jego sprzymierzeńcem”.

Chyba jednak PESEL jest jego sprzymierzeńcem, skoro nawet sporo po trzydziestce potrafi utrzymać formę pozwalającą mu już w pierwszym sezonie po zmianie klubu na liderowanie w klasyfikacji strzelców jednej z najlepszych lig świata. Szkoda, że niektórzy dostrzegają tylko to, co chcą dostrzec.

Choć z drugiej strony Lewandowski sam jest sobie… winien. Po odejściu z Bayernu Monachium przyznał, że świadomie opuścił „strefę komfortu”. Teraz wie, jaką cenę za to musi płacić.

▬ ▬ ● ▬