Co oczy widziały

Po dwóch meczach reprezentacji największą zagadką dla mnie nie są jej wyniki, ani system gry. Pozostaje nią jeden z piłkarzy, który w ostatnim już nie zagrał. 

Po meczu z Portugalią znalazłem tekst, po przeczytaniu którego prawie spadłem z krzesła. Miał rozstrzygnąć problem, czy drużyna Jerzego Brzęczka powinna grać w ustawieniu z dwoma napastnikami.

Jak to??? Przecież przez kilka dni trąbiono, żeby „piątek był w czwartek”, czyli, że selekcjoner musi znaleźć miejsce w wyjściowym składzie dla Krzysztofa Piątka, który znajduje się w życiowej formie. Miejsce znalazł, odtrąbiono sukces po zdobytej przez niego bramce i nagle zwrot o sto osiemdziesiąt stopni? I to tak, jakby wcześniej nie było tych wielu dni apelu do Brzęczka? Czyżby nawet piewcy geniuszu polskiego napastnika mieli jakieś wątpliwości?

Obserwowałem Piątka na żywo w jego obu dotychczasowych meczach w reprezentacji. Stwierdzenie „na żywo” jest o tyle istotne, że pozwala zobaczyć więcej niż na ekranie telewizora, który zawsze zawęża obraz, mimo wielu fantastycznych powtórek w zwolnionym tempie z każdej strony.

Po meczu towarzyskim z Irlandią trudno wyciągać zbyt daleko idące wnioski. Piątka jakby na boisku nie było. Ale drużyny, której stanowił część przez większość spotkania też prawie nie było. Trudno więc pastwić się nad napastnikiem nie otrzymującym za wiele podań, w dodatku w jego debiucie w kadrze. Najważniejsze, że debiut zaliczył, poczuł atmosferę, zdobył bezcenne doświadczenia.

Kolejny mecz z Portugalią już do oceny nadawał się znakomicie. I początek Piątek też miał znakomity. Piłka znalazła go w polu karnym, jak znajduje od początku sezonu w Serie A. Wykończył zagranie z rzutu rożnego, z całą pewnością wcześniej przećwiczone. Trzeba podkreślić, że pozycję do strzału głową wypracował Piątkowi Robert Lewandowski biorąc na siebie uwagę rywali z polu bramkowym i blokując ich przy wyskoku do piłki.

Poza strzeleniem bramki udział Piątka w meczu był raczej statystyczny, przeliczany wyłącznie na minuty obecności na boisku. Poruszał się po nim w jednostajnym tempie. Monotonia jego ruchów sprawiała, że piłka go nie szukała, bo nie miała szansy znaleźć.

W następnym meczu z Włochami już nie zagrał, choć trybuny domagały się jego wejścia na boisko w drugiej połowie, wierząc w swego zbawcę. Brzęczek puścił zamiast Piątka do boju Arkadiusza Milika, który pod względem motoryki prezentował się o niebo lepiej. Cały czas szukał dla siebie pozycji na boisku, gdy tylko drużyna miała piłkę. Z całą pewnością jest też lepiej wyszkolony technicznie od napastnika Genoi.  

Przy okazji dwóch meczów w Chorzowie rozmawiałem z kilkoma dziennikarzami. Ciekawy byłem ich opinii o Piątku. Jeden stwierdził, że jest „zdecydowanie przereklamowany”. Drugi, że za bardzo nie rozumie całego fenomenu z nim związanego, biorąc pod uwagę choćby wyszkolenie techniczne. Kolejny, że kilku skautów dostrzega wiele jego braków. No to jak odnieść się do takich informacji, które pojawiły się po meczu z Portugalią (za: wp.pl):

„Przedstawiciele FC Barcelona obserwowali już na żywo polskiego napastnika. W imieniu mistrza Hiszpanii, zawodnikowi dokładnie przygląda się jeden ze skautów, świetnie obeznany we włoskim rynku - Ariedo Braida.

- Na tę chwilę Barcelonie podobają się cechy Piątka, ale przed podjęciem decyzji o transferze, chcą przeprowadzić wyczerpującą obserwację, ponieważ gra dla Genoi to co innego od napięcia, z jakim wiąże się noszenie koszulki Barcy - informuje dziennikarz »Mundo Deportivo«, Roger Torello”.

Piątek ma być w Barcelonie następcą Luisa Suareza! Życzę mu, żeby był, bo chciałbym zobaczyć Polaka w barwach tak sławnego klubu. Jego instynkt strzelecki jest z pewnością w tym sezonie imponujący. Ale poza nim trzeba posiadać odpowiednie umiejętności, których niestety jeszcze nie posiada. I mojej opinii nie zmieni żadna informacja o zainteresowaniu nim największych nawet klubów. Wolę bazować na tym, co sam widziałem.     

    ▬ ▬ ● ▬