Co wpłynie na czyją psychikę?

Obejrzałem najważniejszy mecz w klubowej piłce w tym roku. Najważniejszy w teorii, bo nie wiem czy wszyscy zdają sobie sprawę, że się odbył.

Chodzi o finał Pucharu Interkontynentalnego rozegrany w Katarze. Real Madryt zagrał w nim w środę z meksykańską drużyną CF Pachuca wygrywając 3:0. To pewne, reszta jest już kwestią interpretacji.

Zacznę od systemu rozgrywek, które tak naprawdę są zakamuflowaną formą klubowych mistrzostw świata, stanowiąc ich kontynuację, tylko w nieznacznie zmienionej formule, jedynie pod inną nazwą. Bo tylko oficjalnie wskrzeszono Puchar Interkontynentalny, ostatni raz rozegrany w 2004 roku. A wszystko przez klubowe mistrzostwa świata w nowej formule wymyślonej przez FIFA, których pierwsza edycja rozpocznie się w czerwcu. Skoro dwóch mistrzostw świata w jednym roku być nie może, więc jedne musiały zmienić nazwę.

Teoretycznie Puchar Interkontynentalny jest najcenniejszym klubowym trofeum, ale nie ma to żadnego odzwierciedlenia w jego postrzeganiu przez światowe media. Od lat liczą sie tylko te wydarzenia piłkarskie, o które biją się telewizje. A środowy mecz obejrzałem za pośrednictwem strony internetowej FIFA, nie mając raczej alternatywy, więc zdecydowanie się o niego nie biły. Nie zdziwię się więc, że niektórzy mogli nie zauważyć, że właśnie się odbył, bo media nie prześcigały się w wymyślaniu chwytliwych tytułów, by o nim poinformować.

Zresztą swój nie do końca poważny stosunek do meczu pokazała sama FIFA, czyli jego organizator. Dzień wcześniej w tym samym Katarze dokonała rozdzielenia nagród The Best FIFA Awards w kończącym się roku. Choć uroczystość wypadła więcej niż skromnie, czy ktoś potrafi sobie wyobrazić podobną dzień przed finałem Ligi Mistrzów? Pytanie naprawdę śmieszne, do bólu retoryczne.

Patrząc na mecz zacząłem się zastanawiać, czy przedstawione właśnie negatywne argumenty nie miały zbyt silnego wpływu na moje jego postrzeganie? Czy nie zostanę odebrany jako osobnik... mrukliwo-narzekający? Bo raczej nie znalazłem powodów do zachwytu patrząc na boiskowe wydarzenia. Trybun Lusail Stadium, na którym przed dwoma laty rozegrano finał mistrzostw świata (reprezentacji, nie klubów!), nie udało się zapełnić, choć do Kataru sławny Real nie przyjeżdża przecież co tydzień. I te trybuny wydawały z siebie tylko niemrawe pomruki, więc o prawdziwym dopingu i prawdziwej atmosferze wielkich meczów należało zapomnieć.

Obie drużyny oddały po cztery celne strzały na bramkę z tą różnicą, że Real zdobył trzy gole, a Pachuca żadnego. Odnosiłem dziwne wrażenie, że piłkarze z Madrytu robili co tylko mogli, by się jak najmniej namęczyć, a i tak zdobyć puchar. Udało się im wręcz perfekcyjnie, o czym świadczy choćby zacytowana statystka strzałów. Będąc na ich miejscu pewnie postępowałbym identycznie, bo który kolejny raz można bić się z takim samym zaangażowaniem o kolejne trofeum? Real w Katarze wywalczył już piąte w tym roku (mistrzostwo Hiszpanii, Superpuchar Hiszpanii, Puchar Mistrzów, Superpuchar Europy i Puchar Interkontynentalny). Wymaganie od jego piłkarzy, by jak wygłodniałe psy rzucali się na następnych rywali w walce o następny puchar, byłoby już szczytem sadyzmu.

Najlepszym zawodnikiem imprezy został wybrany Vinícius Júnior, który w finale wypracował pierwszą bramkę Kylianowi Mbappé, a potem sam strzelił trzecią z karnego. Strzelił fatalnie, w środek bramki, bramkarz nawet dotknął piłki ręką, a mimo tego wpadła jednak do siatki.

Czyli płynie z tego wniosek, że w Katarze niebiosa sprzyjały wyraźnie Brazylijczykowi, bo przecież dzień wcześniej odebrał od FIFA nagrodę dla najlepszego zawodnika roku. Mam nadzieję, że wpłynie to korzystnie na jego psychikę po histerycznej i, z mojego punktu widzenia, kompromitującej reakcji po październikowej gali przyznania nagród Złotej Piłki.

▬ ▬ ● ▬