Coś pięknego, ale...

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski przegrała w Łodzi z Kolumbią 0:2 na inaugurację mistrzostw świata do lat dwudziestu. Rywale brutalnie zweryfikowali jej możliwości.

Przyznam, że nie wierzyłem w zwycięstwo, choć oczywiście bardzo go drużynie Jacka Magiery życzyłem. Może ktoś, po przeczytaniu tego wyznania, będzie mi chciał odebrać obywatelstwo za brak patriotyzmu, ale trudno. Szybko się okazało, że moje wyobrażenie o możliwościach obu drużyn jest niestety właściwe.

Jedna sprawiała wrażenie, że gra na kontrolowanym luzie, świadoma swojej przewagi. Dlatego bez zbędnego wysiłku starała się odnieść zwycięstwo ważne i cenne na początku turnieju, ale też zbytnio nie namęczyć. To Kolumbia.

Druga z niezwykłym zaangażowaniem i ambicją ruszyła do boju, starając się postraszyć rywala ile się da. Niestety na zbyt wiele nie było ją stać, a na jeszcze mniej, gdy rywal skutecznie przeszkadzał w rozgrywaniu piłki pressingiem. To Polska.

Po pierwszej połowie nie było najmniejszej przesłanki, by wierzyć, że w drugiej coś może się zmienić. Jak przytomnie zauważył po meczu polski bramkarz Radosław Majecki „Kolumbia była lepsza pod każdym względem”. Bo była rzeczywiście, górując nad gospodarzami mistrzostw pod względem wyszkolenia technicznego, szybkości, zwrotności czy pewności w operowaniu piłką.

Najbrutalniej było widać różnicę, gdy dochodziło do pojedynków. Rywale potrafili jednym zwodem zgubić naszych orłów nawet w sytuacjach na pozór stykowych, by uwalniając się od nich ruszyć bez przeszkód z piłką do przodu.

Ewentualnie można spróbować szukać usprawiedliwień w zbyt dużej presji związanej z występowaniem w roli gospodarza mistrzostw. Jednak argument odpada, co przyznał obrońca Jan Sobociński twierdząc, że o żadnej zbyt dużej presji mowy być nie może, a piłkarze cieszą się mistrzostwami. Szczególnie on, zawodnik ŁKS, grający w swojej rodzinnej Łodzi.

No to jak wytłumaczyć mnóstwo zupełnie niewymuszonych błędów, niecelnych podań, zagrań nie w tempo? Po jednym takim padła pierwsza bramka. Sebastian Walukiewicz chciał podać piłkę we własnym polu karnym do Sobocińskiego właśnie, ale podał wprost na nogę rywala, który posłał ją do siatki.

Dla mnie było oczywiste, że zawodnikom brakuje zgrania, nie funkcjonują jeszcze jako zespół. Ale jak mają funkcjonować, skoro odbyli przed mistrzostwami ledwie trzy wspólne treningi? Szczególnie na tle rywali przygotowujących się do turnieju na dwutygodniowym obozie, gdy oni przystąpili do gry prosto z marszu po długim sezonie.

Majecki przyznał po meczu, że mimo wszystko jest to czynnik korzystny dla polskiej drużyny, przynajmniej na samym początku imprezy, bo „są w cyklu meczowym”. Ja bym jednak wolał, by zamiast tego byli zgraną drużyną.

Trener Magiera zapewniał, że nie ma mowy o żadnym załamywaniu się mimo porażki. Zawodnicy mają natychmiast podnieść głowy i przygotowywać się do następnego meczu. No bo czym się tu załamywać? Trzeba sobie najwyżej uświadomić, że rywale byli (są) o wiele lepsi i tyle. Nastąpiła brutalna weryfikacja.

Niektórzy próbowali szukać po porażce na siłę pozytywów. Ja znalazłem tylko jeden, niestety poza boiskiem. Polscy kibice wspaniale dopingowali swoich piłkarzy. To nie zdarza się często na meczach drużyn młodzieżowych.

„Coś pięknego” - skomentował ich zachowanie obrońca Jakub Bednarczyk. Z pewnością, ale trochę mało, jak na inaugurację mistrzostw, gdy występuje się w roli gospodarzy.

▬ ▬ ● ▬