Cudu nie będzie

Fot. Trafnie.eu

Wybór selekcjonera reprezentacji Polski od tygodni jest tematem dominującym w mediach zajmujących się sportem. Niby coraz więcej wiadomo na ten temat, ale...

Już przeczytałem listę trzech „ostatecznych kandydatów”, ale okazuje się, że jednak niekoniecznie ostateczną, skoro ten czwarty jednak nie złożył oferty innej federacji. Więc co? Wraca do (medialnej) gry? A może wcale z niej nie wypadał? Nie będę tej kwestii rozstrzygał, mam za mało wiarygodnych informacji, a w zgadywanki bawić się nie chcę. Chciałbym za to zwrócić uwagę na kilka spraw, które wydają mi się wręcz fundamentalne w dyskusji o nowym selekcjonerze.

Postrzegany jest niemal jak zbawca. Przyjdzie, pstryknie palcami i wszystko się zmieni. Wiara w jego cudowne możliwości wydaje się wręcz bezgraniczna, prawie jak wiara w bezgraniczne możliwości polskiej piłki, której racjonalne podstawy trudno znaleźć. Bo chyba tylko na tym można budować oczekiwania, że reprezentacja MUSI grać zdecydowanie bardziej ofensywnie, bez oglądania się na realia czy znacznie silniejszych rywali.

Wybór Cezarego Kuleszy, kogo by nie wygrał, będzie z pewnością… ułomny, dlatego można mu co najwyżej współczuć, że stanął przed koniecznością podjęcia trudnej decyzji. Żaden z zagranicznych trenerów, bo jest niemal pewne, że taki zostanie selekcjonerem, nie ma większego pojęcia o polskiej piłce. Do tego nie wystarczy obejrzeć kilku ostatnich występów drużyny prowadzonej jeszcze przez Czesława Michniewicza. Nie wątpię, że na przykład Francuz Herve Renard, jako trener Arabii Saudyjskiej, przygotowując się do meczu z Polską na mistrzostwach w Katarze już je obejrzał. Ale to za mało, by znać wszelkie realia z nią związane potrzebne do pełnej znajomości tematu.

Nowy selekcjoner podejmie tylko kolejną pracę w swoim życiu, nie będzie ani cudotwórcą, ani ideałem, a oczekiwania z nim związane są takie, jakby nim rzeczywiście był. Dlatego cudu związanego z grą reprezentacji Polski nie należy się spodziewać. Za mały potencjał, za małe kadrowe rezerwy, by do tego doszło. Jeśli ktoś ma jednak ochotę dalej się oszukiwać, jego prawo.

Wybór Polaka byłby równie ryzykowny ze względu na nieoficjalne informacje dochodzące z kadry, że zawodnicy swojego rodaka na tym stołku już nie chcą. Jerzy Brzęczek został przez nich odesłany na ławkę rezerwowych bez prawa powrotu. Selekcjoner bez akceptacji szatni nie ma żadnych szans na osiągniecie czegokolwiek z drużyną. Spory autorytet wśród piłkarzy miał następca Brzęczka Paulo Sousa. Niestety później się na nich wypiął dezerterując z Polski.

I już ostatnia kwestia – zbliżające się eliminacje do mistrzostw Europy. Awans do finałów traktowany jest przez wszystkich bez wyjątku jako coś tak oczywistego, że zakładanie jakichkolwiek związanych z tym problemów należy uznać za wręcz trudne do wyobrażenia.

Oczywiście eliminacje w teorii wydają się trzy razy łatwiejsze od tych do ostatnich mistrzostw świata. Ale przecież nikt się przed Polakami nie położy i nie odda bez walki punktów. A już pierwszy mecz, z Czechami w Pradze, będzie potencjalnie najtrudniejszy. Nie jest to najlepszy scenariusz dla drużyny mocno skacowanej po mistrzostwach w Katarze, biorąc pod uwagę jak odebrano jej wyniki, i do tego z nowym selekcjonerem bez żadnej wcześniejszej możliwości sprawdzenia czegokolwiek i kogokolwiek. Jeśli nie daj Boże coś pójdzie nie tak, a każdy wynik wydaje się realny, w następnym spotkaniu rywalem będzie Albania, z którą była nie tak dawno szalenie trudna przeprawa z podtekstami w Tiranie. Spacerku i łatwych punktów też lepiej z góry nie zakładać.

Nowemu selekcjonerowi, oprócz czysto szkoleniowych umiejętności, przydałoby się więc na starcie też sporo szczęścia. Łatwiej uwierzyć, że może mu sprzyjać, niż liczyć na jakiś cud.

▬ ▬ ● ▬