2013-01-24
Cwaniak-amator zakpił z profesjonalistów
Z drugiego meczu półfinałowego Pucharu Ligi Angielskiej płynie ciekawy wniosek – nie znacie dnia, w którym zginiecie od własnej broni!
Wczoraj pisałem o fenomenie Bradford City, pierwszym finaliście pucharu, występującym w czwartej lidze. Dziś też o fenomenie, ale w zupełnie przekornym znaczeniu. Drugi mecz półfinałowy pomiędzy Swansea City i Chelsea zakończył się bezbramkowym remisem. Był to pojedynek rewanżowy. W pierwszym, w Londynie, Swansea zdołała wygrać 2:0, więc brak bramek w spotkaniu u siebie dawał jej awans do finału. Niespodziewanym bohaterem stał się pewien smarkacz, kręcący się tuż za końcową linią. Nazywa się Charlie Morgan i jest synem jednego z członków zarządu Swansea. Teoretycznie pełnił funkcję chłopca do podawania piłek. Ale jak się ma siedemnaście lat jak on, to albo podaje się piłki na boisku jako młody - zdolny, albo siada na trybunach, by popatrzeć na lepszych od siebie. Morgan znalazł się tam, gdzie nie powinien, tylko dlatego, że w klubie ważny stołek zajmuje jego tatuś, którego majątek szacowany jest na 42 miliony funtów.
Nastolatek jeszcze przed meczem zapowiedział na Twitterze, że spróbuje pomóc swojej drużynie ukraść trochę cennych sekund Chelsea. Cel osiągnął kilka minut przed końcem drugiej połowy. Gdy piłka wyszła poza boisko, zamiast ją podać, położył się na niej, nie dając zabrać napastnikowi Chelsea Edenowi Hazardowi. Ten w końcu się wkurzył, wykopał spod niego piłkę i oddał bramkarzowi Swansea. No i się zaczęło…
Najpierw „skopany” aktorzyna wił się z bólu, przewracając po murawie. Później wstał i zaczął iść trzymając się za bok. Miał taką minę, że tylko wołać lekarza, a najlepiej od razu karetkę pogotowia. Cel osiągnął, bo po chwili sędzia wyrzucił z boiska Hazarda. Grająca w osłabieniu Chelsea bramki już zdobyć nie potrafiła i odpadła z pucharu.
A co z Morganem? Ostatecznie okazało się, że przeżył i ma się całkiem dobrze. Nawet mu rozum wrócił. Po meczu przeprosił Hazarda za swoje zachowanie, zresztą z wzajemnością. Sprawą na chwilę zajęła się nawet policja, ale nie zdecydowała się wszcząć śledztwa. Nie sądzę, żeby to pomogło Hazardowi. Na pewno wydział dyscypliny go ukaże i powisi kilka meczów. Menedżer Swansea, jak zwykle spokojny i wyważony Michael Laudrup, komentując zachowanie piłkarza Chelsea stwierdził, że pewnych rzeczy po prostu nie wypada robić. I pewnie miał rację, bo wykopanie piłki spod bezczelnego smarkacza niewiele gościom pomogło. Zastanawiam się tylko dlaczego na jednej z angielskich stron internetowych, która o tym pisała, aż 75 uczestników sondy trzymało stronę Hazarda? Nie będę ukrywał, że nie miałem najmniejszej ochoty powiększać grona 25 procent głosujących na tego drugiego.
Patrząc na żałosne popisy wyrośniętego dzieciaka w Swansea zastanawiałem się – skąd ja to znam? Oczywiście z każdego meczu jaki oglądałem w ostatnich latach. Tylko zamiast smarkacza szopkę odgrywali w nich normalni piłkarze. Oto największy paradoks całego wydarzenia – cwaniak-amator zakpił z profesjonalistów! Współczesna piłka to niestety igrzyska oszustów. Wystarczy, że sędzia zacznie mecz i zaczyna się wyścig – kto kogo zdoła przechytrzyć. Jak się przewrócić, żeby był karny? Jak udawać uderzenie w twarz, choć rywal ledwie ją dotknął? Jak wmówić sędziemu, że należy się aut (rożny), gdy samemu wybiło się piłkę? I tak bez przerwy, przez 90 minut.
Czy można więc mieć pretensje do rozbestwionego dzieciaka? Tyle się już na to wszystko napatrzył, że sprytnie powielił ogólnie znane wzory zachowań. I tylko okazał się cwańszy od boiskowych cwaniaków. Pokonał ich własną bronią.
▬ ▬ ● ▬