Czego obawiał się pan prezes?

Fot. Valeriy Taemnickiy

Zbigniew Boniek postanowił nieco uszczypnąć najlepszych polskich piłkarzy. Jego zdaniem mają ostatnią szansę, by wreszcie pojechać na jakąś… 

To był jeden z głosów po niedzielnym losowaniu grup eliminacyjnych mistrzostw Europy we Francji. Prezes PZPN, obecny na nim nie tylko duchem, ale i ciałem, postanowił na gorąco podzielić się swoimi refleksjami.

„Jeżeli ci zawodnicy są dobrzy, to muszą w końcu na jakąś imprezę pojechać. Mówimy tu zarówno o Lewandowskim, Szczęsnym, czy Błaszczykowskim, jak i o Gliku, Obraniaku, czy Krychowiaku. Oni wszyscy potrzebują turnieju. Jeśli na nim nie zagrają, nigdy nie będą w pełni zadowoleni ze swojej kariery” – powiedział Polsatowi Sport.

Nie wiem czy pan prezes zauważył, że ponad połowa z wymienionych już pojechała na swoją imprezę. To nic, że mieli darmowy bilet. To nic, że była to wyjątkowo krótka podróż. Ale z pewnością najważniejsza w karierze, czy nawet w życiu. Mistrzostwa we własnym kraju! Jaka impreza może ją przebić? Gdyby jeszcze coś wygrali, byłaby także najpiękniejszą. Zamiast tego pozostanie po niej na zawsze zadra…

Boniek powątpiewa czy „ci zawodnicy są dobrzy”? Nieważne jakich ma się zawodników. Ważne jaką ma się drużynę. Francuzi mieli na mistrzostwach świata w RPA znakomitych piłkarzy. Nie mieli tylko drużyny. Ich trener popełnił na ten temat nawet specjalne dzieło, przełożone także na język polski, bo podobno porażki zawsze są ciekawsze od zwycięstw.

O prawdziwej wartości drużyny decydują jej najsłabsze ogniwa, a nie jedna czy dwie gwiazdy. Jeśli ktoś kolejny raz zapyta - dlaczego nie odnosimy sukcesów w reprezentacji, skoro mamy świetnych piłkarzy: trójka z Dortmundu plus bramkarze do wyboru – zaproponuję zadanie domowe. Idąc dalej tym tokiem rozumowania należałoby zapytać dlaczego Walia nie jest mistrzem świata? Też miała, i ma, świetnych piłkarzy. Najpierw Johna Toshacka, później Ryana Giggsa, a teraz Garetha Baile’a. A na dodatek zawsze jeszcze całą zgraję walecznych grajków występujących w niezłych angielskich klubach. Teoretycznie to nawet więcej niż nasza trójka z Dortmundu i spółka. Proszę jednak sprawdzić kiedy Walijczycy ostatni raz grali na wielkiej imprezie?

Nie sądzę, by polscy piłkarze potrzebowali zagrać w wielkim turnieju, by byli „w pełni zadowoleni ze swojej kariery”. Każdy turniej, odkąd po szesnastu latach awans wywalczyła drużyna Jerzego Engela, kończył się ostrą niestrawnością. Wcale nie mniejszą niż przegrane wcześniej i później eliminacje. W Polsce nikt nie jest w stanie zaspokoić wygórowanych piłkarskich ambicji kibiców, dziennikarzy i Bóg wie kogo jeszcze.

Dlatego burzy się wszystko co dwa lata. Trener zawsze traci robotę gdy przegra eliminacje, albo wygra, ale nie wyjdzie z grupy. Nie ma szans, by dokończył co rozpoczął. Tylko Leo Beenhakker siłą rozpędu ocalał na chwilę, ale dobito go potem z jeszcze większą rozkoszą.

Pamiętam jak Michał Listkiewicz, wcześniej prezes PZPN, przyznał po latach, że popełnił błąd zwalniając w 2002 roku Engela. Boniek miał w tym swój udział, bo zaproponował samego siebie na selekcjonera. Stanowisko dostał, by na własną prośbę po kilku miesiącach je opuścić. Szkoda, że już jako prezes nie miał odwagi zatrudnić kolejnego trenera na cztery, a nie dwa lata. Przekonywał przecież: „Nawałka to najlepszy wybór”. Skoro taki dobry, czego się więc obawiał?

 ▬ ▬ ● ▬