Czeski klasyk z polskim akcentem

Fot. trafnie.eu

Mam szczęście do ciekawych meczów w Pradze. Najpierw niesamowite widowisko o Superpuchar Europy, a dzień później czeski klasyk w miejscowej lidze.

Sparta podejmowała na Letnej Banika Ostrawa. Oba kluby sporo znaczą w czeskiej piłce, dlatego ich mecz zawsze budzi emocje. Nawet jeśli Banik zajmuje miejsce pod koniec tabeli, to zawsze rywal, na którego się czeka.

Przyjechałem na stadion w dzielnicy Letna godzinę przed rozpoczęciem meczu. Trybuny były jeszcze puste, gdy odezwał się speaker, witając trenera Sparty. A ten ruszył wzdłuż bocznej linii. Gdy doszedł do narożnej chorągiewki, zatrzymał się na kilkadziesiąt sekund. Później przeszedł po końcowej linii do bramki, dotknął jednego słupka, drugiego i pomaszerował dalej do drugiego narożnika. W ten sposób obszedł całe boisko.

„To taki mój rytuał, na szczęście. Powtarzam go przed każdym meczem” – wyznał mi później, po konferencji prasowej.

Swój rytuał mają też na Letnej miejscowi kibice. Wychodzą przed meczem na murawę z ogromnymi flagami i zaczyna się szczególny spektakl, gdy kręcą nimi we wszystkie strony.

Spektakl w wykonaniu piłkarzy też był godny uwagi. Bardzo szybki mecz, w którym piłka nie przeszkadzała zawodnikom w grze. Chyba wiem dlaczego Czesi mają drużynę w Lidze Mistrzów, a Polacy nie. A do tego od lat reprezentację lepszą od naszej. W obu drużynach grali głównie Czesi. Przypadek?

Obie drużyny dały kibicom sporo emocji. Banik, po jednej z kontr, objął prowadzenie. Ale Sparta nie przestawała atakować. Z każdą minutą widać było, że ma znacznie większy potencjał. Jeszcze przed przerwą zdołała wyrównać. W drugiej połowie wykonała wyrok na Baniku, strzelając mu trzy bramki.

Na trybunach odbywał się równolegle inny mecz i to z polskim akcentem. Doping nie ustawał na moment z obu stron. Chłopaki z Ostrawy wspierali swoją drużynę wspaniale. Po każdej traconej bramce jeszcze mocniej. Jakby chcieli zagłuszyć prawdę o tym, co działo się na boisku.

Obie grupy przygotowały odpowiednią oprawę na sektorach. Miejscowi wywiesili wielki transparent dedykowany przyjezdnym: „Bidne mesto, bidny klub!” Nie trzeba znać czeskiego, by zrozumieć o co chodzi. Goście odpowiedzieli układem z elementami komiksowymi. Część trybuny zasłoniła mi przygotowane hasło, wiec chociaż bardzo chciałem zrozumieć o co chodzi, pozostałem w nieświadomości.       

Kibiców Banika wspierała też znaczna grupa z… GKS Katowice. Tak  mi się przynajmniej wydawało, gdy słyszałem jak skandowali tę nazwę. Odróżniali się od tych z Ostrawy żółtymi koszulkami. Połączyła ich za to chuligańska zgoda. Gdy pod koniec meczu zaintonowali - „Sparta to stara k…” – nie miałem już żadnych wątpliwości - NASI! Przejęli nawet inicjatywę na sektorze dyrygując dopingiem.

Na szczęście pod jednym względem nie dorównywali miejscowym. Odniosłem wrażenie, że race są ich ulubioną zabawką. Nie tylko kilka razy rozświetlały stadion, ale potem zawsze lądowały na boisku, albo na niższym poziomie trybun. Ostatnia uwaga dotyczy kibiców Sparty. Dlaczego rzucali race między swoich? Tego nie wiem. Ale wiem, że mecz na Letnej, pod koniec lata, na pewno nie odbywał się w letniej atmosferze…   

▬ ▬ ● ▬

Galeria