Człowieku, wymyśliłeś nowy sport

Fot. Trafnie.eu

Chyba przed rokiem oglądałem program Trans World Sport. Jedna z jego części poświęcona jest mało znanym sportom. Tam zobaczyłem człowieka z Kurytyby...

Postanowiłem, że jeśli pojadę na mistrzostwa świata, na pewno się z nim spotkam. I spotkałem. Marcos Juliano Ofenbock jest z wykształcenia ekonomistą. Ale przed kilkoma laty porzucił wyuczoną profesję. Teraz zajmuje się czymś, co sam wymyślił. Postanowił z tego żyć.

W 1998 roku wyjechał na pół roku do Australii. Tam pewien Nowozelandczyk pokazał mu wypełniony czymś woreczek, który zręcznie podbijał nogą. Na świecie nazywa się to footbag. W Polsce znane jest jako „zośka”.

„Zdziwił się jak można w kraju, który tak kocha piłkę nożną nie znać footbagu” – przyznaje Ofenbock. „Wtedy postanowiłem sobie, że spopularyzuje go w Brazylii”

Niewielki woreczek bardzo go zaintrygował. Wiązał się jednak z indywidualnymi popisami. Marcos postanowił stworzyć z tego grę. Najpierw grał ze swoim bratem, później ze znajomymi ustawionymi w kółku. W końcu postanowił wykorzystać siatkę, przez którą przebija się piłkę w wielu sportach. Zaczął studiować ich przepisy. Wtedy był już tylko krok od wymyślenia nowej dyscypliny.

„Mieliśmy jeszcze wtedy restaurację w centrum Kurytyby” - wspomina Ofenbock. „Pracowała tylko w porze lunchu. Gdy zamykaliśmy ją o godzinie trzeciej, rozwieszaliśmy ręczniki imitując siatkę i zaczynaliśmy grać między stolikami”.

Jego brat, Mario Rodrigo, przypomina sobie zabawne reakcje właścicieli sąsiednich lokali:

„Gdy wychodziliśmy z restauracji strasznie spoceni, wszyscy się zastanawiali – co oni tam robią”?

W 2007 roku Ofenbock opracował zasady nowej dyscypliny. Boisko ma wymiary 5 na 10 metrów. Przedzielone jest siatką o wysokości 1,5 metra. Mecz składa się z trzech setów po 21 punktów. Zdobywa się je, jeśli piłka spadnie na boisko, a można ją podbijać każdą częścią ciała oprócz rąk.

W tym samym roku odbyły się pierwsze mistrzostwa w nowej dyscyplinie nazywanej jeszcze wtedy z angielska footsack [ang.: foot – stopa, sack - worek]. Wygrał je, co łatwo przewidzieć, Ofenbock, a jego brat był sędzią.

„Nigdy nie zapomnę zdania, które wypowiedział wtedy brat – człowieku, wymyśliłeś nowy sport” - wyznaje. „I był jeszcze drugi niezwykle ważny dla mnie moment, gdy znajomi zaczęli pytać dlaczego nadałem grze angielską nazwę? Wtedy uświadomiłem sobie, że przecież to coś brazylijskiego. Dlatego zmieniłem nazwę na futsac”.

Gdy zmarł ojciec braci Ofenbock, sprzedali odziedziczoną po nim restaurację.

„Mogłem w coś zainwestować pieniądze” - zdradza Marcos Juliano. „Wolałem je zostawić na koncie i korzystać z nich, by popularyzować nową dyscyplinę”.

Od początku jest przekonany, że jego dziecko odniesie sukces. Gdy się z nim rozmawia czuć niewiarygodną wiarę w powodzenie misji, której się podjął. 

„Znajomi uważali, że jestem szalony” - zaznacza. „A może jestem wizjonerem”?

Porzucił pracę ekonomisty i skupił się na futsacu. Pomagał mu w tym brat.

„Czy nie bałem się, że stracę pieniądze uzyskane ze sprzedaży restauracji” - zastanawia się Mario Rodrigo. „Nie, ufałem bratu, chciałem mu pomóc, sam też kiedyś grałem w piłkę”.

Ofenbock krok po kroku realizuje swój plan. Odbyły się już siódme mistrzostwa kraju. Najpierw założył federacje futsacu w stanie Parana. Gdy powstały dwie kolejne, powołał do życia ogólnokrajową konfederację. Teraz działa też międzynarodowa federacja w Szwajcarii!

Popularyzuje jak może i gdzie może swoją grę. Zajął się też metodyką treningu, by szkolić przyszłe kadry. Nie udało mu się namówić FIFA, by zaprezentować futsac podczas mistrzostw świata w Brazylii. Nie przejął się tym i prze z podziwu godną konsekwencją do przodu.

„Futsac jest tanią grą, naprawdę niewiele potrzeb, by ją uprawiać” - przekonuje. „To jeden z jego atutów”.

Ofenbock zaprosił mnie do domu, który wynajmuje na przedmieściach Kurytyby. Tu się wszystko zaczęło. Na tyłach domu powstał kiedyś pierwszy kort, który istnieje do dziś. Mam okazję zobaczyć jak grają, chyba można już tak powiedzieć, profesjonaliści. Futsac jest bardzo widowiskowy. Uderzenia piłki w wyskoku wymagają sporej wprawy.

Aktualny wicemistrz Brazylii, Marcelo Skrzyszowski (chłopak ma polskich przodków) wyjaśnił mi co bywa najtrudniejsze:

„Na początku problemy sprawia mała piłka. Ale później, gdy się nabierze wprawy, wszystko staje się o wiele łatwiejsze, niż wygląda z boku”.

Jako były ekonomista Ofenbock założył firmę, która zarejestrowała znak towarowy, zajmuje się sprzedażą piłek i generalnie zarabianiem pieniędzy. Potrafi znaleźć odpowiednie argumenty, by przekonać do swojego wynalazku potencjalnych inwestorów. Piłki są wypełniane drobinkami tworzywa sztucznego z recyklingu. Pokryte są kolorową włóczką dzierganą na szydełku. Pięćdziesiąt kobiet w Kurytybie i okolicach znalazło przy tym zajęcie. Do budowy kortów stosuje się przerobione odpady z opon samochodowych.

„Wydałem dotychczas na popularyzację futsacu około trzystu tysięcy dolarów” - wyznaje. „W tym roku po raz pierwszy wpływy powinny zbilansować się z zyskami. Zaczynają się tym interesować naprawdę poważni inwestorzy”.

Marcos Juliano tłumaczy mi, ze teraz konfederacja futsacu czeka na oficjalne uznanie przez brazylijską federację sportu, co powinno nastąpić do końca roku. Jeśli nastąpi, zacznie otrzymywać finansowe wsparcie, jak konfederacje wszystkich innych sportów. Część pochodzi z budżetu państwa, część z zysków (dwa procent) z państwowej loterii. Gdy Ofenbock o tym mówi, od razu zaczyna wyliczać na co zostaną wydane pozyskane środki - na budowę kortów, opłacanie trenerów i sędziów, oraz dalszą popularyzację dyscypliny.

Gdy kończymy rozmawiać dzwoni dziennikarka z O'Globo, brazylijskiego giganta telewizyjnego. Chce zaraz przyjechać i nakręcić materiał. A to oznacza, że futsac zobaczy już cala Barzylia.

„To jakbym wygrał los na loterii” - przekonuje Ofenbock.

Ze swoim uporem i wiarą w sukces może jednak nie jest szaleńcem przepuszczającym pieniądze ze spadku, ale rzeczywiście wizjonerem?

▬ ▬ ● ▬

Galeria