Czołg i baletnica

Reprezentacja Brazylii bez problemów dotarła do półfinału Pucharu Konfederacji. Czy to już drużyna, która za rok może zdobyć mistrzostwo świata?

Napisałem przed kilkoma dniami o imprezie podwyższonego ryzyka. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak wysokiego. Mój znajomy z Brazylii, dziennikarz koncernu O’Globo Andre Fontenelle, ostrzegał przecież, że należy się spodziewać licznych protestów, bowiem różne grupy chcą zakomunikować światu o swoich problemach przy okazji turnieju odbywającego się w ich kraju. Jednak skala wystąpień zaskoczyła wszystkich.

Susana Werner, brazylijska modelka i aktorka, przyznała, że w Fortalezie, w drodze na mecz reprezentacji Brazylii z Meksykiem, została napadnięta przez bandytów. Złożyli jej propozycję nie do odrzucenia, przystawiając pistolet do głowy. To nazwisko zabrzmiało mi dziwnie znajomo. Ale nie dlatego, że jest żoną bramkarza Júlio Césara. Musiałem na chwilę zresetować szare komórki, wrzucić do przeglądarki jej nazwisko i nagle pojawiła się w pamięci odpowiedź – „Ja tą panią znam”!  To była narzeczona Ronaldo. Nie Cristiano, broń Boże. Tylko tego pierwszego Ronaldo, z Brazylii. Tak przy okazji - jaka jest między nimi różnica? Na mistrzostwach świata w RPA widziałem zrobiony przez brazylijskich kibiców transparent: „Jest tylko jeden Ronaldo, reszta to Cristianos”.

A wracając do pani Werner, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że to naprawdę niezła laska. Czy Ronaldo prowadzałby się z inną? Podczas mistrzostw świata w 1998 roku udało mi się dopchać do strefy dla VIP-ów i zadać jej kilka pytań związanych z jej ówczesnym narzeczonym. Cytować nie ma co, bo od Susany za wiele nie można wymagać. Zawsze lepiej ją oglądać, niż słuchać. I takiej dziewczynie przystawiają pistolet do głowy w środku dnia, w środku dużego miasta? Dramat! Nie sądzę jednak, by wszyscy w Brazylii podzielali mój pogląd. Niektórzy zdążyli się już do podobnych informacji i scen przyzwyczaić. Dla nich prawdziwym dramatem byłaby porażka reprezentacji. A na to się ostatnio nie zanosiło.

Ekipa dowodzona przez trenera Luiza Felipe Scolariego w cuglach awansowała do półfinału Pucharu Konfederacji. Trzy mecze, trzy zwycięstwa, a najcenniejsze wczorajsze 4:2 z Włochami. Czy to już drużyna, która ma zdobyć dla Brazylii szósty Puchar Świata w przyszłym roku? Nieroztropnie byłoby odpowiadać na pytanie przed meczem z Hiszpanią, do którego, mam nadzieję, na tym turnieju jeszcze dojdzie.

Na pewno nie jest z drużyną tak źle, jakby wskazywały opinie miejscowych mediów jeszcze przed kilkoma miesiącami. I na pewno nie przypomina w czymkolwiek reprezentacji z okresu kilkudziesięciu lat, gdy Brazylia nie mogła zdobyć czwartego tytułu mistrza świata. Wtedy grała pięknie, tylko wynik na końcu się nie zgadzał. Teraz jest odwrotnie. Jeśli w podstawowym składzie mieści się Hulk, przypominający piłkarski czołg, to dowód, że pewna epoka w brazylijskiej piłce się skończyła. Ale może dzięki temu nie skończą się jej sukcesy. Tym bardziej, że ma w składzie prawdziwego wirtuoza, który przy Hulku wygląda jak baletnica.

Neymar, nowy zawodnik Barcelony, w każdym meczu strzelał bramki, w każdym pokazywał zagrania znamionujące jego geniusz, i w każdym faulował tyle, co najbezwzględniejszy obrońca. To też znak nowych czasów w futbolu, gdy nawet super gwiazdy walczą do upadłego dla drużyny po stracie przez nią piłki.

Wiele wskazuje, że za rok możemy mieć pasjonujące mistrzostwa świata z gospodarzami w roli głównej. Jeśli ktoś zdecyduje się je oglądać na żywo, najpierw będzie musiał jednak żywy dotrzeć na stadion. 

▬ ▬ ● ▬