Czy Lewandowski ma następcę?

Bartłomiej Pawłowski szykuje się do odlotu – kierunek Malaga. Na razie nie wiadomo jednak z jakiego klubu. Czy zaczyna się kolejna transferowa saga bez końca?

W pierwszej kolejności muszę zaspokoić swą próżność i pochwalić się trafnym spostrzeżeniem. Zaledwie przed tygodniem wszyscy zachwycali się debiutem Patryka Mikity w barwach Legii. Napisałem wtedy, że wolę Bartłomieja Pawłowskiego z Widzewa, który poległ w Warszawie przegrywając 1:5.

„Widziałem go już w kilku meczach, więc wiem co potrafi. I wiem, że za długo w Widzewie nie pogra. Jestem pewny, że wkrótce znów o nim usłyszymy”  - dodałem jeszcze. Nie myślałem, że tak szybko. Wczoraj przeczytałem, że jest już prawie piłkarzem Malagi, bo przechodzi testy medyczne w Hiszpanii. Prawie robi jednak istotną różnicę. Zanim wyjaśnię dlaczego, najpierw wyjaśnię dlaczego zupełnie mnie nie kręci ten transfer. Malaga to kawał drużyny, uczestnik Ligi Mistrzów z ostatniego sezonu. Pawłowski jak na hiszpańskie realia kosztuje co kot napłakał. Nikt więc za nim nie będzie płakał, gdy zadomowi się na ławce rezerwowych.

Dlatego nie chcę, żeby stał się drugim Milikiem – pół sezonu w Bayerze Leverkusen, a na boisku w sumie niecała połowa meczu. Na moje wyczucie lepiej, żeby Pawłowski jeszcze trochę pograł w Polsce albo poszedł na początek do słabszego klubu, najlepiej ze słabszej ligi. Trudno mi uwierzyć, że od razu wyrośnie na gwiazdę Malagi. A jeśli nie, ten transfer w karierze może mu nie pomóc, raczej zaszkodzić. 

Ponieważ rzecz dzieje się w polskiej rzeczywistości piłkarskiej, której daleko do normalności, z rocznym wypożyczeniem Pawłowskiego nadal nic pewne nie jest. Przypomniała sobie o nim Jagiellonia, która oddała go wcześniej Widzewowi bez żalu, też na wypożyczenie. Szybko okazało się jednak, że młodziak potrafi grać w piłkę lepiej niż w Białymstoku przypuszczali. Żal im więc patrzeć, jak teraz inni na Pawłowskim zarabiają. Dlatego Jagiellonia ustami swego prezesa, przepytywanego przez weszlo.com, potwierdziła, że sama chce zapytać PZPN czy Widzew mający zakaz transferów może skorzystać z prawa pierwokupu piłkarza, by go później dalej sprzedać z zyskiem.

Czy Pawłowski zajmie miejsce Roberta Lewandowskiego w nowej transferowej sadze bez końca? W przypadku napastnika (ciągle!) Borussii Dortmund w pokerowej rozgrywce dotyczącej jego przyszłości chyba przelicytowali dwaj agenci. Doprowadzili do sytuacji, gdy znalazł się pod ścianą. I albo mógł w nią z rozpaczy walnąć głową, albo zastanowić się z jakim klubem ma ciągle aktualny kontrakt.  

Przy okazji, nie tylko agenci Polaka, odrobili lekcje z rodzajów umów. Teoretycznie mogą być nie tylko pisemne, ale także ustne. W praktyce okazało się, że każda ze stron trzymała się w swej argumentacji wyłącznie jednej z nich. Może lepiej napisać, że się „wydawało” niż „okazało”, bo to głównie czytanie między wierszami. Nikt do końca nie powie wszystkiego pełnym tekstem. Lewandowski wspominał tylko, że co innego mu w klubie z Dortmundu obiecywano…      

Po otwierającym sezon meczu o Superpuchar chwalą go niemieckie media, podkreślając, że „jest zawodowcem”. A kim ma być? Po prostu robi swoje, bo alternatywy raczej nie ma. Ma za to silną psychikę. Chyba nawet wybuch trzeciej wojny światowej w narożniku boiska nie miałby żadnego wpływu na jego grę.

Może się okazać, ze występy w Borussii przez kolejny sezon wyjdą mu lepiej na zdrowie, niż przeprowadzka do Monachium. Życzliwi doradzają nawet pozostanie w Dortmundzie na następne sezony. W to wątpię. Choć z drugiej strony nie takie rzeczy już w piłce się zdarzały.

    ▬ ▬ ● ▬