Czy nie za wczesna koronacja?

Fot. Trafnie.eu

Wydarzeniem tygodnia w europejskim futbolu był bez wątpienia mecz o Superpuchar. Wyciągnięto po nim dość jednoznaczne wnioski. Chyba aż za bardzo.

Bayern Monachium mierzył się w Budapeszcie z Sevillą i wygrał 2:1. Wygrał dopiero po dogrywce, choć przynajmniej dla mnie sprawiał lepsze wrażenie jeszcze w normalnym czasie gry i zasłużył na zwycięstwo. W ten sposób Robert Lewandowski (zaliczył asystę przy pierwszym golu dla Bayernu) zdobył kolejne cenne trofeum brakujące w jego kolekcji.

A zdobył je z klubem, z którym jeszcze niedawno nie miał prawa za wiele zdobyć. Przynajmniej w Europie zdaniem tych doradzających mu, by zmienił ligę na silniejszą, jeśli marzy o wymarzonej „Złotej Piłce”. Pamiętam dokładnie te porady, z których wynikało jednoznacznie, że z Bayernem to niemożliwe, bo choć w Niemczech seryjnie zdobywa mistrzostwa, o Pucharze Mistrzów może od lat tylko pomarzyć, z bez niego Lewandowski nie pokona Messiego czy Ronaldo w żadnym plebiscycie. Dlatego podpowiadano zmianę klubu za wszelką cenę, na przykład na Real Madryt, jako jedną z najlepszych opcji.

Teoria jest całkiem świeża, bo jeszcze w pierwszej części poprzedniego sezonu nie brakowało jej zwolenników. Dlatego teraz z pewnym zdziwieniem przyjąłem do wiadomości kolejną po meczu o Superpuchar Europy – Bayern będzie długo panował w Europie! A trenerowi Hansiemu Flickowi postawiono już solidny pomnik, czy nawet kilka. 

Jak to możliwe, że zaledwie w ciągu kilku miesięcy tak diametralnie zmienił się pogląd na możliwości prowadzonej przez niego drużyny? Bo to teraz już super drużyna, której wszyscy się boją. Na potwierdzenie opinia hiszpańskiego dziennika „As” (za: wp.pl):

„Panowanie klubu, biorąc pod uwagę poziom, który już osiągnął, może potrwać długo. Możliwe, że to początek nowej ery”.

Hiszpanie przyzwyczajeni do sukcesów swoich, zastosowali dobrze sprawdzoną metodę – jeśli przegrałeś, chwal pod niebiosa zwycięzców! Ale nie tylko oni zachwycają się ostatnio Bayernem. Byłbym jednak znacznie ostrożniejszy w formułowaniu teorii o początku ich panowania.

Problemem Bayernu miała być przede wszystkim Bundesliga, słabsza od hiszpańskiej Primera Division czy angielskiej Premier League. To dlatego nie mógł sprostać rywalom z silniejszych lig rywalizujących co tydzień w swoich krajach z mocniejszymi rywalami i przez to prezentującymi wyższy poziom.

Czyżby więc Bundesliga w ciągu kilku miesięcy tak zyskała na znaczeniu, że lansowana wcześniej teoria okazała się błędna? A może lepiej poczekać z lansowaniem kolejnych, by Bayern potwierdził swą moc w rozpoczętym niedawno sezonie? Bo może jego największym sprzymierzeńcem okazał się... koronawirus? Wywrócił do góry nogami wszystkie plany rozgrywek, więc do decydującej fazy Ligi Mistrzów jedni przystępowali wypoczęci, a drudzy przemęczeni, co zaburzyło postrzeganie faktycznych możliwości poszczególnych drużyn. Tym bardziej, że niektóre (Barcelona) miały jeszcze inne problemy.

Dlatego wolę poczekać i dać szansę Bayern by potwierdził, że rzeczywiście jest drużyną nowej ery w europejskim futbolu. Niedzielna wysoka porażka 1:4 z Hoffenheim w Bundeslidze stanowi jeden z argumentów przemawiających za tym, by ostrożniej formułować podobne teorie. Co nie przeszkadza mi życzyć Lewandowskiemu kolejnych trofeów zdobytych z klubem z Monachium w rozpoczętym niedawno sezonie.

▬ ▬ ● ▬