Czy pan prezes zmienił zdanie?

Fot. trafnie.eu

Legia trzeci raz z rzędu zdobyła Puchar Polski, choć dokonała tego w straszliwych bólach. Nadal nie wiadomo kiedy finał tych rozgrywek przestanie być problemem.

Sam fakt, że mecz nie został rozegrany na Stadionie Narodowym jest znamienny. Jak wyjaśnił sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki, ponieważ zabrakło wolnych… terminów. Prezes Zbigniew Boniek bronił takiego rozwiązania twierdząc, że po­dwój­ny finał bę­dzie cie­ka­wy. Ciekawe tylko dlaczego za rok ma być znów jeden mecz? Mam nadzieję, że termin na Narodowym już zabukowany. Trzeba się wreszcie zmierzyć z problemem. A jakim konkretnie?

Jeśli koło boiska czeka na odbiór jakiś puchar, zaczyna się dramat. Pamiętam finał Pucharu Polski (też dwa mecze) Legii z Lechem, na którym kibice tłukli piłkarzy z Poznania odbierających trofeum w Warszawie. Później był głośny rewanż obu drużyn w finale (znów jeden mecz) w Bydgoszczy, po którym zamknięto stadiony w Warszawie i Poznaniu. Rok przed EURO 2012. Czy można się dziwić, że wszyscy znajomi zagraniczni dziennikarze zamiast pytać mnie o przygotowania  czterech miast, interesowali się głównie przygotowaniem polskich chuliganów do imprezy? Nie mogli zrozumieć dlaczego w 2011 i 2012 roku nie odbył się mecz o Superpuchar. Tłumaczyłem im, że nikt ich tu nie zabije, mogą przyjeżdżać bez strachu. Nie wiem czy wszyscy uwierzyli, ale…

Zaliczyliśmy wizerunkowy sukces związany z mistrzostwami Europy i kolejny mecz o Superpuchar, który się nie odbył. To znaczy odbył się w teorii, bo w praktyce był parodią najważniejszego meczu klubowej rywalizacji w sezonie. Protest kibiców, których było na trybunach tylko trochę więcej niż VIP-ów i dziennikarzy razem wziętych, atmosfera jak na stypie. DRAMAT! Są plany, by kolejny mecz o Superpuchar rozegrać poza Polską. Dobry pomysł, szczególnie dla oddziałów specjalnych policji w danym kraju, które dzięki temu zaliczą bezcenny sprawdzian.   

Teraz znów były problemy z kolejnym finałem Pucharu Polski. Wojewoda mazowiecki chciał zamknąć „Żyletę” przed wczorajszym meczem. Powód? Sektorówka, która pojawiła się na tej trybunie podczas niedzielnego spotkania z Lechią. Lata różnych wybryków sprawiły, że znacznie dokręcono prawną śrubę. Czasami zdecydowanie ponad miarę. Sugestie, że pod sektorówką można na przykład odpalać race jest tak samo prawdziwa jak i ta, że można to zrobić w każdym innym miejscu. Bo na finale pojawiła się jeszcze większa i bardziej okazała sektorówka i nie było z nią żadnych problemów. Te za to pojawiły się po przeciwnej stronie stadionu.  

Prezes Boniek stwierdził, że race mu zupełnie nie przeszkadzają. Nie wiem czy po wczorajszym meczu nie zmienił zdania. UEFA ma odmienne już od dawna. A kibice Śląska udowodnili dlaczego. Rzucili na murawę chyba ponad dziesięć płonących rac. Trzeba było na kilka minut przerwać mecz. To jest problem, do rozwiązania którego nie wystarczą dobre chęci i deklaracje. Prezes PZPN boleśnie się o tym przekonał.

Czyli znowu się nie udało. A kiedy się uda? Odpowiem trochę pokrętnie, podając pewien przykład. W 2000 roku byłem w Liverpoolu na meczu Evertonu z Charltonem. Jeden z kibiców wbiegł po zdobytej bramce na murawę. Steward sam (!) pognał za nim na trybunę, złapał go i spokojnie wyprowadził. Czy ktoś wyobraża sobie identyczną akcję na polskim stadionie? Przed ponad dekadą na pewno nie, bo trzeba by się wdrapywać na płot. A dziś? Próbuję  sobie wyobrazić jak ochroniarz-samobójca sam wbiega na trybunę, od razu z torbą zawierającą największy z możliwych zestaw pierwszej pomocy. I tak pewnie by mu nie wystarczył…

Polskie stadiony przypominają już te angielskie. To co się na nich dzieje jeszcze nie. Jeśli doświadczycie nad Wisłą takiej sytuacji jak ja w Liverpoolu, nikt nie będzie się musiał zastanawiać kiedy i gdzie zorganizować następny finał Pucharu Polski.

▬ ▬ ● ▬