2017-07-27
Czy to już koniec świata?
Jacek Magiera stwierdził niedawno, że jedna porażka uczy więcej, niż pięć zwycięstw. Niech to będzie motto do oceny ostatniego meczu jego drużyny.
Trener Legii powiedział tak po inauguracji nowego sezonu Ekstraklasy i przegranej z Górnikiem w Zabrzu 1:3. Można powiedzieć, że wynik stał się specjalnością warszawskiej drużyny, bo znów przegrała 1:3, tym razem w środę w dalekim Kazachstanie w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów z drużyną Astany.
Komentarze są jednoznaczne - kompromitacja mistrza Polski, który był nieprzygotowany do meczu. Na razie jeszcze nikt nie chce zwalniać Magiery. To ciągle ten sam trener, który okazał się zbawieniem dla dołującej Legii przed rokiem. A nawet lepszy, bo przez miniony rok zdobył kolejne doświadczenia.
Jak słyszę o kompromitacji, skojarzenia mam jednoznaczne – musi dotyczyć wielkiej drużyny. Słaby się przecież nie kompromituje. Skoro jest słaby, żadna jego porażka nie może być kompromitacją. Choć nie wiem na jakiej podstawie Legia jest tak oceniana. Może jednak warto docenić rywali choć trochę? Nie zgadzam się z Magierą, że wynik 1:2 byłby bardziej sprawiedliwy. Moim zdaniem ten uzyskany na boisku odpowiada niestety przebiegowi wydarzeń.
Legia to żaden europejki mocarz. Tym bardziej, gdy straciła swego najlepszego zawodnika. Może zrobiła wrażenie na słabych mistrzach Finlandii, ale na pewno nie Kazachstanu. Uznawanie jej za faworyta w dwóch meczach z Astaną jest grubą przesadą, czy może nawet brakiem wyobraźni. Szczególnie ze względu na warunki rozgrywania tego pierwszego (różnica czasu, wysoka temperatura, nawierzchnia boiska).
Zabawnie wyglądają też komentarze, że Legia nie była do tego spotkania przygotowana. A niby jak miała się przygotować? Odwołać mecz z Koroną? Polecieć tydzień wcześniej i zażądać od Astany dwóch treningów dziennie na sztucznej murawie ich stadionu?
Jeśli ktoś traci bramkę w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, zamiast płakać nad własnym frajerstwem, niech nauczy się od rywali jak grać do końca. W samych końcówkach meczów pada mnóstwo goli. Decydują o mistrzostwie, spadku i awansie do następnej rundy.
Jeśli ktoś ma europejskie aspiracje, nie szuka na gwałt zawodników w okresie, w którym są już potrzebni w kluczowych meczach. A jeśli szuka, niech realnie ocenia własne możliwości. Oczekiwanie występów w Lidze Mistrzów od drużyny, która nie ma prawdziwego napastnika, bo ten nowy, którego ma, dopiero sposobi się do regularnej gry, jest po prostu śmieszne.
Na razie należy poczekać tydzień na mecz rewanżowy. Z większą pokorą...
▬ ▬ ● ▬