2014-11-20
Czy to już koniec?
Wisła Kraków ma problemy. To nawet mało powiedziane. Problemy ma też jej właściciel. A klub ma wobec niego dług i trudno sobie wyobrazić, by go nagle spłacił.
To było w styczniu lub lutym 1998 roku. Zima, czyli piłkarski sezon ogórkowy, ale nie w Krakowie, gdzie zaczął się karnawał, przynajmniej dla kibiców Wisły. Klub przejął nowy właściciel, więc zapanował entuzjazm, bo za ciekawie wcześniej nie było. Pojechałem tam, by napisać tekst, bo szum wokół Wisły zrobił się straszny.
Odwiedziłem nie tylko klubowy stadion, ale i fabrykę „Tele-foniki” w Myślenicach, potentata w produkcji kabli i światłowodów. To właśnie jej właściciel Bogusław Cupiał kupił Wisłę. Oprowadzający mnie po fabryce człowiek wyjaśniał co i jak produkują nowoczesne maszyny.
Wszystko wyglądało imponujące, robiło wrażenie. Firma trochę z innego świata. Innego niż polska gospodarka, która dopiero wtedy zaczynała długą drogę, by ten świat dogonić. Przewodnik pochwalił się jeszcze czymś – pokazał stanowiska dla osób niepełnosprawnych, które zatrudniała fabryka...
Z Cupiałem nie rozmawiałem. To okazało się niemożliwe. Nie tylko dla mnie i nie tylko tym razem. Nowy właściciel Wisły zawsze unikał mediów. Dystans jaki stwarzał wokół siebie był i jest aż nadto wyczuwalny.
Po przejęciu klubu od razu lansował teorię, którą później za każdym razem akcentował do bólu w Polonii Warszawa Józef Wojciechowski – drugi przegrywa. Trenerem był wtedy Wojciech Łazarek. Dostał jasne zadanie – Wisła na koniec sezonu ma być mistrzem. Mistrzem nie została, więc Łazarek nie został w klubie. Wkrótce zaczął się jednak okres największych sukcesów w jego historii.
Cupiał, podobny do Wojciechowskiego ze względu na wybuchowy charakter, w porównaniu z nim był jednak trochę bardziej cierpliwy. Owe „trochę” wystarczyło, choć też lubił zwalniać trenerów, by jego drużyna zdobyła osiem tytułów mistrza Polski. Na Ligę Mistrzów cierpliwości mu już nie starczyło. Ta liga i zarobione w niej wielkie pieniądze miały gwarantować bilansowanie się biznesu. Cupiał nigdy pieniędzy Wiśle nie dawał, zawsze pożyczał, co podkreślał, gdy udało się go namówić na rozmowę. Tak rósł dług wewnętrzny, pomiędzy podmiotami biznesu, na których trzymał rękę.
Od kilku lat „Tele-fonika” ma pod górkę. Nie tylko z rosnącą konkurencją, ale nawet z prokuratorem. Chodzi o preferencje podatkowe jakie firma miała z racji bycia zakładem pracy chronionej. Prokurator dopatrzył się znamion przestępstwa, postawił zarzuty. Od razu przypomniałem sobie jak mój przewodnik chwalił się kiedyś stanowiskami pracy dla niepełnosprawnych...
Generalnie „Tele-fonika” ma problemy. A jak „Tele-fonika” to i Wisła, bo są jak naczynia połączone. Dług klubu szacowany jest w mediach od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów. Jakby mało było nieszczęść Wisła właśnie przegrała proces z agentem Mandziarą, któremu musi zapłacić zaległe prowizje z odsetkami za transfer Kamila Kosowskiego.
Dopóki o wszystkim decyduje Cupiał, Wisła może płynąć, choć raczej ze znacznie mniejszą prędkością, jak dotychczas. Jeśli jednak łapę położy na wszystkim komornik, zechce wyegzekwować dług. A to będzie oznaczało, że klub jest bankrutem, nie dostanie licencji na następny sezon.
Mój znajomy, kibic Wisły, wykazał niedawno większe zainteresowanie wynikami Polonii Warszawa i ŁKS Łódź w trzeciej (w rzeczywistości – czwartej) lidze. Powiedział, że zaczyna oswajać się z myślą, że za chwilę może chodził na mecze swojej drużyny już nie w ekstraklasie, tylko w rozgrywkach na podobnym poziomie...
▬ ▬ ● ▬