Czy to ma w ogóle znaczenie?

Fot. Mateusz Kostrzewa/legia.com

Dwie polskie drużyny walczyły w czwartek w meczach ostatniej rundy kwalifikacyjnej europejskich pucharów. Wypadły naprawdę nieźle, ale…

Raków Częstochowa powinienem właściwie wyłącznie chwalić i jeszcze raz chwalić. Wygrał 1:0 w kwalifikacjach do Ligi Konfederacji Europy z teoretycznie silniejszym rywalem, belgijskim Gentem. Chciałem napisać, że wygrał u siebie, ale trochę bym nałgał. Bo to drużyna grająca ciągle na wyjeździe, skoro nie ma swojego stadionu spełniającego wymogi UEFA, więc kolejny jej mecz w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy zobaczyła Bielsko-Biała, 130 kilometrów od Częstochowy. Szkoda mi kibiców Rakowa, że muszą się tak męczyć. I z tego samego powodu szkoda mi też piłkarzy tego klubu.

Zasługują na uznanie, skoro jako debiutant w pucharach radzą sobie w nich nadspodziewanie dobrze. Wcześniej wyeliminowali przecież teoretycznie silniejszy Rubin Kazań. W czwartek ograli kolejny teoretycznie silniejszy zespół. Zrobili to, choć Gent miał wyraźną przewagę, chwilami wręcz miażdżącą. Potrafili jednak do perfekcji wykorzystać swoją szansę, zdobywając zwycięską bramkę po wyraźnym błędzie rywali przy rzucie rożnym.

Równie godny uznania jest fakt, że Raków jeszcze w pucharach bramki nie stracił! Czyli nie stracił w pięciu meczach plus dwóch dogrywkach. Czy to rekord polskich drużyn? Tego nie wiem, więc będę wdzięczny jakiemuś statystykowi, który sprawdzi i ewentualnie potwierdzi.

Występy Rakowa są jak piękny sen. Może z tym pięknem przesadziłem, bo zachwycać się ich stylem trudno, za to można, nawet warto, zachwycać się skutecznością. Dlatego niech ten sen trwa. Już kilka pięknych pucharowych porażek moich rodaków w życiu się naoglądałem, więc zdecydowanie wolę brzydsze zwycięstwa. Bo po tych pierwszych nasłuchałem się trudnych do strawienia tekstów w stylu - „daliśmy z siebie wszystko” czy „na pewno wstydu nie przynieśliśmy”.

Czy Raków stać na awans do fazy grupowej nowych rozgrywek? Wystarczy, że w rewanżu w pięknej Gandawie nie straci bramki, jak nie stracił we wszystkich swoich dotychczasowych pucharowych meczach. Choć z drugiej strony trzeba też uczciwie przyznać, że Gent oczywiście za tydzień stać na zwycięstwo. Potencjał ma zdecydowanie większy od Rakowa.

Dlatego z zachwytami nad wynikami drużyny z Częstochowy radzę poczekać. Bo jak nie daj Boże odpadnie z pucharów, nikt się już wynikiem czwartkowego meczu zachwycał nie będzie. Ale życzę Rakowowi, by czarny scenariusz się nie sprawdził. Zasłużyli na to w moich oczach choćby dlatego, że spisują się w pucharach jak nie… polska drużyna.

Czy tak samo spisuje się Legia Warszawa? Powiedziałbym, że w tym sezonie nie spisuje się jak Legia w poprzednich latach, gdy kilka meczów przegrała w kiepskim stylu. Porażka sprzed tygodnia z Dinamem Zagrzeb oczywiście chluby jej nie przynosi, ale w czwartkowy wieczór uzyskała w Pradze już przyzwoity wynik remisując ze Slavią 2:2 w meczu kwalifikacyjnym do Ligi Europejskiej. Czyli zremisowała z drużyną klubu z teoretycznie wyższej półki, bo posiadającego większe finansowe możliwości.

Trener Czesław Michniewicz stwierdził po meczu:

„Wynik uważam za sprawiedliwy”.

Być może, choć statystyki jego opinii przeczą. Slavia oddała siedemnaście strzałów, Legia tylko trzy. Ale sztuką jest przy takiej proporcji zdobyć dwie bramki i zremisować.

Drużyna Michniewicza nawet jak nie wywalczy za tydzień awansu, wyląduje w fazie grupowej Ligi Konfederacji Europy, co zapewniła sobie już dwie rundy wcześniej w kwalifikacjach (jeszcze wtedy) do Ligi Mistrzów. Ale gdy słyszę, że Josip Juranović, który w Pradze zdobył piękną bramkę, w rewanżu już nie zagra, bo właśnie odchodzi do Celtiku, zastanawiam się czy to ma w ogóle znaczenie, w których rozgrywkach ostatecznie zagra, skoro jeden z jej najlepszych graczy już o te lepsze walczył nie będzie, tylko wcześniej zostanie sprzedany?

▬ ▬ ● ▬