2017-07-22
Czy to się dzieje naprawdę?
Raz na jakiś czas stosuję płodozmian. Czyli porzucam na moment temat piłkarski, by zająć się innymi dyscyplinami, gdy uważam, że warto.
Tym razem będzie o sporcie, który w Polsce jeszcze mało kto zna. A to z okazji 10. Światowych Igrzysk Sportowych. Postanowiłem przyjrzeć się im z bliska i już wiem, że warto było, choć jeszcze na dobre się nie rozkręciły. Odbywają się we Wrocławiu i są reklamowane jako największe wydarzenie sportowe roku. Albo jako igrzyska sportów nieolimpijskich.
Rzeczywiście w programie jest wiele dyscyplin mało jeszcze popularnych, szczególnie w Polsce. Ale właśnie dlatego impreza wydała mi się tak atrakcyjna. Dzięki niej będę mógł pierwszy raz w życiu obejrzeć na żywo kilka sportów znanych mi dotąd tylko ze słyszenia.
Zacząłem od ultimate frisbee, czyli po polsku latających dysków. Wiele osób z pewnością zetknęło się w dzieciństwie z plastikowym talerzem, któremu przy rzucie należało nadać odpowiednią rotację. Wtedy leciał, leciał i leciał. Ale ktoś postanowił z dziecięcej zabawy zrobić poważną konkurencję. Z powodzeniem, skoro znalazła się w programie wrocławskich igrzysk.
Zasady są banalnie proste. Oto fragment z oficjalnej strony imprezy:
„Gra zespołowa z użyciem popularnego frisbee łączy elementy koszykówki, piłki nożnej, piłki ręcznej i rugby. Dynamiczna i widowiskowa, jest jednocześnie bardzo łatwa do opanowania dla początkujących graczy.
Zadaniem każdej siedmioosobowej drużyny jest umieszczenie frisbee w strefie punktowej przeciwnika. Przekazując sobie dysk, najlepsi zawodnicy wykazują się nie tylko szybkością i wytrzymałością, ale przede wszystkim niezwykłym kunsztem i pomysłowością w rzucaniu frisbee. W grze bardzo duży nacisk kładzie się na zasady fair-play, dlatego w meczu nie ma sędziów, a wszystkie kwestie sporne rozwiązują sami zawodnicy”.
To ostatnie zdanie intrygowało mnie od kilku lat, gdy pierwszy raz przeczytałem gdzieś o tej dyscyplinie. Bo od razu skojarzyłem ją z piłką nożną. Wyobraziłem sobie poważny mecz bez sędziów. Przecież to czysta abstrakcja. Nie wiem czy nie doszłoby do bijatyki już po pięciu minutach. A w latających dyskach nikt się nie bije. I nie tylko dlatego, ze drużyny są mieszane, a damy łagodzą obyczaje. To zupełnie inna kultura rywalizacji.
Muszę jednak wyjaśnić, że w prowadzeniu meczu pomaga czterech obserwatorów. Nie podejmują jednak ostatecznych decyzji, jeśli mają jakieś wątpliwości co do przestrzegania reguł gry. Wołają dwóch zawodników zaangażowanych w sporną akcję i zmuszają ich do samodzielnego wyjaśnienia sprawy. Stoją z boku, tylko nadzorując dyskusję aż dojdzie do konsensusu.
W kontrowersyjnej akcji wydawało się, że jeden zawodnik sfaulował drugiego przy próbie złapania dysku. Z daleka było widać jak delikwenci stoją i za pomocą gestów próbują sobie wytłumaczyć co i jak przed chwilą zrobili. W końcu postanowili anulować całą akcję i rozpocząć ją jeszcze raz. Aż nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem?
Działo się to w meczu Polska – Australia. Nasi niestety przegrali, ale nie to było najważniejsze. Obie drużyny po zakończonej grze stanęły w kółku i razem cieszyły się z tego, że mogły ze sobą rywalizować. Banalne stwierdzenie – zawodnicy tej dyscypliny są jak jedna wielka rodzina, akurat w tym przypadku nie jest wcale banalne.
Latające dyski są sportem, który mi się spodobał nie tylko ze względu na niespotykane we współczesnym świecie respektowanie zasad fair play. Gra jest szybka, a zawodnicy nieustannie muszą zmieniać pozycje, by móc otrzymać podanie. Nie nudziłem się nawet przez moment.
10. Światowe Igrzyska Sportowe potrwają we Wrocławiu do końca przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, by przedstawić kolejne mało znane dyscypliny...
▬ ▬ ● ▬