DB = DNO BEZNADZIEI

Fot. Trafnie.eu

Długo zabierałem się do napisania tego tekstu. Chyba już ze dwa razy go zapowiadałem. Czara goryczy przelała się po kolejnej podróży.

W 2006 roku byłem na finałach mistrzostw świata w Niemczech. Zapamiętałem je między innymi dzięki szybkim i wygodnym podróżom. Miejscowe koleje DB (Deutsche Bahn), jako jeden ze sponsorów ówczesnej imprezy, udostępniły dziennikarzom akredytowanym wtedy na EURO bezpłatne przejazdy po całym kraju pierwszą klasą!

Na większych dworcach ten przywilej upoważniał dodatkowo do wstępu do saloników VIP-owskich. Przed dłuższą podróżą pojawiałem się na dworcu nieco wcześniej, by rozsmakowywać się w piciu gorącego kakao i degustowaniu ciasteczek.

Jednak ważniejsze od doznań kulinarnych były oczywiście te czysto komunikacyjne. Nie pamiętam, bym miał poważne powody, by na podróże narzekać, wręcz przeciwnie. Uzbrojony w takie wspomnienia ruszyłem do Niemiec na mistrzostwa Europy. Moja pierwsza podróż pociągiem z Berlina do Monachium zakończyła się piętnastominutowym opóźnieniem. Ale już podczas powrotu do Berlina pociąg stał na stacji w Lipsku 40 minut. Musiałem zmienić plany i z dworca pojechać z bagażami prosto na Stadion Olimpijski na mecz Hiszpania – Chorwacja. Mało wygodna sytuacja, a przydarzyła mi się później jeszcze dewa razy, ale na nic innego nie było już czasu.

Moja znajoma stwierdziła:

„Opóźniony? Ciesz się, że w ogóle go nie odwołali”.

Potrzebowałem jeszcze kilku podróży, by poznać wagę jej słów. Bo gdy próbowałem się dostać z Aschaffenburga do Frankfurtu nad Menem, by zdążyć na przesiadkę do Berlina, zacząłem się zastanawiać, nad dwoma opcjami dojazdu. Wybrałem wcześniejszy pociąg, który był ponad 20 minut opóźniony, ale miałem odpowiednio dużo czasu w zapasie. Wybór okazał się zbawienny ponieważ, jeśli dobrze odczytałem informacje na wyświetlaczu na peronie, ten późniejszy pociąg, którym miałem ewentualnie jechać, został właśnie odwołany.

Z każdym kolejnym przejazdem było coraz gorzej. Zacząłem sobie uświadamiać, że mniej więcej 90 – 95 procent pociągów jest opóźnionych!!! To wyrobiło we mnie pewien odruch przy planowaniu podróży z przesiadką. Gdy miałem jechać z Kolonii do Monachium przez Frankfurt, wybrałem więc bezpieczny wariant z godzinną rezerwą. Będąc już w pociągu do Frankfurtu, otrzymałem SMS-a, że następny, którym mam jechać, jest już opóźniony 70 minut! Ponieważ pierwszy przyjechał tylko z ośmiominutowym opóźnieniem, co jak na standardy DB było niemal przyjazdem przed czasem, miałem aż dwie godziny oczekiwania na pociąg do Monachium. A ten podczas podróży z Frankfurtu zwiększył opóźnienie o kolejne 20 minut, więc dojechał półtorej godziny po czasie. Gdyby nie znajoma, która odebrała mnie z dworca i szybko podrzuciła samochodem na stadion, może zdążyłbym dojechać najwyżej na drugą połowę meczu Holandia – Rumunia.

Zauważyłem u siebie, poza coraz większą niechęcią ruszania w podróż, pewne odruchy nerwicowe. Gdy pociąg zatrzyma się na stacji i stoi, moim zdaniem, już za długo, natychmiast zaczynam go poganiać w myślach:

„Jedź, no jedź!”

Biorąc pod uwagę wszelkie doświadczenia związane z korzystaniem z usług DB, postanowiłem w ramach rewanżu przetłumaczyć na polski ten skrót. I doszedłem do wniosku, że najbardziej pasuje zawarty w tytule...

▬ ▬ ● ▬