2013-12-16
Dla kogo ta reforma?
Dziś rozegrany zostanie ostatni mecz w Ekstraklasie przed zimową przerwą. Do ciekawych wniosków można było dojść po obejrzeniu tego przedostatniego.
Legia spotkała się w niedzielę w Warszawie z Cracovią. Wygrała pewnie 4:1. Nie mam zamiaru umniejszać jej sukcesu, ale spory w nim udział miała Cracovia. Już dawno nie widziałem na Łazienkowskiej drużyny grającej od początku tak do bólu ofensywnie, tak konsekwentnie starającej utrzymać się przy piłce. Podawanie jej do zawodników mających rywala na plecach, nie jest normą w polskiej lidze. Wiele podań było jednak na granicy ryzyka, do tego tuż przed własnym polem karnym. Czasami ta granica była niestety przekraczana.
W sumie jakaś odmiana w porównaniu z oglądaniem taktyki „na panikę”, prezentowanej wcześniej przez inne zespoły. Cena jaką Cracovia za to zapłaciła? Proszę spojrzeć na wynik.
Trochę jak reprezentacja Polski w ostatnich meczach eliminacyjnych za kadencji Fornalika. Dopóki nie popełniła pierwszego błędu, po którym rywale strzelili bramkę, trudno jej było nie chwalić. A gdyby „tylko” była skuteczniejsza w ataku i pewniejsza w obronie – palce lizać!
Trener Wojciech Stawowy nie wyglądał po meczu na załamanego. Zauważył co się działo na boisku, ale nie ma zamiaru zmieniać taktyki i sposobu gry w najbliższych spotkaniach. Ma za to tę przewagę nad Fornalikiem, że jego na razie nikt nie chce zwalniać, więc może zdąży dopracować styl i zminimalizować popełniane błędy. Cracovia i tak w górnej połowie tabeli, w czym spora zasługa właśnie pana trenera.
A Legia? Mistrz Polski powiększył przewagę nad resztą stawki aż do pięciu punktów. Czy na pewno? No nie, bo przecież te punkty będą dzielone na pół po zakończeniu sezonu zasadniczego. To się bardzo nie podoba Janowi Urbanowi i nawet mu się nie dziwię. Choć sezon dopiero na półmetku, trener Legii już zrugał tych, którym zachciało się reformy ligi. I jako główny argument podał, że przerwa w rozgrywkach jest tak krótka, że piłkarze nie są w stanie odpocząć mentalnie i fizycznie. Czyli zaczynają przygotowania bez właściwej regeneracji organizmu, stąd później tyle różnych kontuzji.
Nie wiem czy Ekstraklasa S.A., zachwycona swoim pomysłem reformy rozgrywek, ukaże jakoś trenera Legii, który wyraźnie nie ma ochoty grać z nią w jednej drużynie. Ma swoją drużynę, za wyniki której może wylecieć z roboty. Straszono go tym zresztą stosunkowo niedawno. Jednak dwa zwycięstwa odniesione w ciągu kilku dni raczej tę perspektywę oddaliły. Nie oddaliły za to problemów, których nie brakuje mimo liderowania w lidze. Tej polskiej, bo w Lidze Europejskiej Legia pozostaje „żebrakiem Europy”, jak zauważył jej były zawodnik Aleksandar Vuković w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”:
„W skali europejskiej jest biedniejsza niż Widzew w skali polskiej”.
Niczego nie zmienia fakt, że nie stała się także pośmiewiskiem, zdobywając wreszcie w ostatnim meczu z Apollonem bramki i nawet komplet punktów.
Dla mnie symbolem straconych szans na jesieni był „niemy występ” z Cracovią Raphaela Augusto. Znów udało mu się znaleźć w… kadrze Legii na mecz ligowy. Raczej tylko dlatego, że wpisano na nią chyba wszystkich, którzy jeszcze mogą przynajmniej chodzić. A i tak nie udało się zapełnić meczowej osiemnastki (tylko pięciu rezerwowych).
Dlaczego wspominam o Augusto, zresztą już nie pierwszy raz? Bo miał być jednym ze wzmocnień Legii przed nowym sezonem. Jakie wzmocnienia, takie wyniki mistrzów Polski w Europie. Jak zauważył Urban, po prostu nie da się oszukać rzeczywistości. Nic dodać, nic ująć…
▬ ▬ ● ▬