2025-08-20
Dlaczego im się udaje?
We wtorek i środę odbywały się pierwsze mecze ostatniej rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Niestety bez polskiej drużyny. A przecież nie tak miało być.
Nie tak miało być już od dawna, bardzo dawna. Świadczy o tym wywiad z 2013 roku z ówczesnym szefem spółki Ekstraklasa S.A., Bogusławem Biszofem, którego już sam tytuł jest więcej niż intrygujący (za: fakt.pl): „Za chwilę dogonimy Europę”. A oto przedstawiona wtedy argumentacja:
„Kiedyś trener Leo Beenhakker powiedział, że Polska to śpiący lew. Też jestem tego zdania. Razem z kolegami z PZPN i zarządu Ekstraklasy podjęliśmy się misji, byśmy za 4-5 lat mogli powiedzieć, że udało nam się wznieść polską piłkę na inny poziom”.
Biszof wyjaśnił jeszcze czyim kosztem miałby nastąpić ten awans:
„Naprawdę już teraz nie mamy się czego wstydzić. Patrzmy w kierunku takich lig jak holenderska, belgijska czy szkocka. Owszem, jeśli spojrzymy na czołowe zespoły, to ciężko się porównywać, ale poziom rozgrywek nie jest wcale dużo wyższy”.
Minęło dwanaście lat i patrząc na wymienione ligi jakoś nie zauważyłem, by ten dystans znacząco się zmniejszył, co uświadomiłem sobie po wtorkowym meczu kwalifikacyjnym do Ligi Mistrzów, w którym Rangersi przegrali w Glasgow z Club Brugge 1:3. Wiele wskazuje więc na to, że drużyna z Belgii, czyli jednej ze wspomnianych lig, zagra w wymarzonych przez nas rozgrywkach. Zagra ponownie, bo przecież w ubiegłym roku też w nich wystąpiła, tak jak i przedstawiciele dwóch pozostałych lig. Zapowiadane przed laty gonienie konkurencji znów się więc nie udało, bo dla mnie miernikiem sukcesu byłby w miarę regularny awans do fazy ligowej (wcześniej grupowej) Ligi Mistrzów.
Równie dołująca okazała się inna refleksja po obejrzeniu innego meczu kwalifikacyjnego. Cypryjski Pafos pokonał w Belgradzie Crveną zvezdę 2:1. Goście nie przestraszyli się mitologizowanej wręcz atmosfery Marakany, miejscowego stadionu, na którym zaledwie przed tygodniem w tych samych rozgrywkach wystąpił Lech Poznań. Uzyskany przez niego tam remis uznano za sukces w rywalizacji z drużyną uważaną za rywala ze znacznie wyższej półki.
A teraz do Belgradu przyjechał mistrz niewielkiego Cypru (nieco ponad milion mieszkańców przy 37,5 miliona w Polsce!), nikogo się nie przestraszył, bo już 38. sekundzie objął prowadzenie, by ostatecznie odnieść cenne zwycięstwo. Mowa o drużynie, która zaledwie przed rokiem debiutowała w europejskich pucharach, by w pierwszym sezonie dojść do 1/8 finału Ligi Konferencji. I w pierwszym starcie w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów ma przed rewanżem spore szanse na awans do fazy ligowej rozgrywek. Trudno mówić o przypadku, skoro w poprzedniej rundzie Pafos wyeliminowało Dynamo Kijów, dla którego też miało być tylko tłem, podobnie jak dla Crvenej zvezdy.
Może przy tej okazji warto inaczej spojrzeć na niedawny wynik Legii Warszawa w Lidze Europy, którą wyeliminowała inna cypryjska drużyna - AEK Larnaka. I może zamiast patrzeć „w kierunku takich lig jak holenderska, belgijska czy szkocka”, lepiej spojrzeć na mały Cypr i spróbować wyciągnąć logiczne wnioski – dlaczego im się udaje, a nam nie?
▬ ▬ ● ▬