Dlaczego zachwyciłem się Milikiem?

Fot. Trafnie.eu

Obejrzałem we wtorek dwa mecze półfinałowe. Prawidłowo, bo w półfinale mecze zawsze są dwa. Ale akurat te były w dwóch różnych rozgrywkach.

W tygodniach, które nie są terminami UEFA dla Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej, w poszczególnych krajach odbywają się mecze lokalnych pucharów. Tak było właśnie we wtorek. Siedząc przed telewizorem mogłem porównać poziom rozgrywek w dwóch krajach. Choć próba okazała się niestety założeniem zbyt ambitnym.

Najpierw mecz półfinału Pucharu Polski. Dla Wigier Suwałki to najważniejszy dzień w historii klubu, bo awans do półfinału stanowi największy jego sukces. Ale nawet takie wydarzenie nie przyciągnęło na trybuny kompletu widzów, choć ich pojemność wynosi niecałe trzy tysiące miejsc.

Trener i piłkarze Wigier odgrażali się, że nie boją się rywala, czyli Arki Gdynia. Być może rzeczywiście się nie bali, co skończyło się dla nich smutno. Zostali zdemolowani przez gości, przegrywając 0:3. Rozbawiła mnie wypowiedź jednego z zawodników gospodarzy, który stwierdził zaraz po meczu, że walka o awans nie jest jeszcze rozstrzygnięta. No nie jest, bo musi się odbyć rewanż. Mam nadzieję, że wyłącznie o to mu chodziło, bo jeśli nie, kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością.

Dla Arki będzie to drugi występ w finale. Pierwszy, w 1979 roku, zakończył się zdobyciem Pucharu Polski. Czyli we wtorek też odbył się jeden z najważniejszych meczów w jej historii. Jak na taką wagę pojedynku dla obu klubów, przebiegał w wyjątkowo mało ekscytującej atmosferze. Albo inaczej – wyjątkowo prowincjonalnej niestety, co stanowi wyraźny kontrast z rozpowszechnianymi w mediach opiniami, jaki to już wspaniały produkt stworzył PZPN z Pucharu Polski.

Jeszcze boleśniej przekonałem się o tym oglądając we wtorek drugi półfinał. W Pucharze Włoch Juventus walczył w Turynie z Napoli wygrywając 3:1. Próba porównywania obu meczów nie miałaby najmniejszego sensu, co dość szybko sobie uświadomiłem. Jeden zawodnik biegający po murawie stadionu w Turynie potrafi zarabiać więcej, niż wynoszą budżety obu klubów razem wziętych rywalizujących w Suwałkach. Żaden z piłkarzy Arki czy Wigier nie ma szans, by chociaż zbliżyć się poziomem do graczy znajdujących się w kadrach Juve i Napoli. Równie bezsensowne byłoby więc porównywanie stadionów, poziomu meczów, atmosfery na trybunach, itp., itd…

Zamiast tego skupię się na dwóch rodakach reprezentujących barwy Napoli. Piotr Zieliński w drugiej połowie wszedł na zmianę. Trudno zbyt dużo o jego grze napisać. Starał się robić, co mógł, ale za wiele nie mógł, a już na pewno uchronić swej drużyny przed porażką.

Zachwycony natomiast byłem występem Milika, który wyszedł w podstawowym składzie. Co takiego zrobił przez godzinę przebywania na boisku? Właściwie też niewiele, poza jednym znakomitym podaniem. Zachwycony natomiast byłem tym, że zdrowy schodził z boiska! Ciągle się boję, że za szybko wrócił do gry po ciężkiej kontuzji kolana. I oby tylko na strachu się skończyło, a Milik w kolejnych meczach spisywał się coraz lepiej.

▬ ▬ ● ▬