Dosyć smutna refleksja

Fot. Trafnie.eu

W kończącym się tygodniu najbardziej zaintrygował mnie piłkarski temat związany z Polską, który moich rodaków o dziwo za bardzo nie interesuje.

Do takich doszedłem wniosków czytając codziennie o problemach związanych z meczami reprezentacji Paulo Sousy w czerwcowych finałach mistrzostw Europy. A przecież jeszcze wcześniej, 26 maja, odbędzie się w Polsce ważny mecz, jeden z czterech: Arsenal – Roma, Villarreal – Manchester United, Arsenal - Manchester United lub Villarreal – Roma. Chciałem napisać, że na pewno, ale w tych czasach na pewno takich rzeczy nie należy pisać, bo nic pewne nie jest.

Chodzi oczywiście o finał Ligi Europejskiej, który zaplanowano pod koniec maja w Gdańsku. Z wyników czwartkowych meczów ćwierćfinałowych i piątkowego losowania półfinałów wynika, że możliwy jest właśnie jeden z tych czterech wariantów. Nie wyczuwam jednak przesadnie dużego zainteresowania tematem w rodzimych mediach.

Trzeba mieć pecha, by prawo organizacji finału dostać akurat w podłych koronawirusowych czasach. W pierwszym terminie miał się odbyć już przed rokiem, ale końcową fazę rozgrywek w zmienionej formie (turniej finałowy w jednym kraju) zastępczo przejęli Niemcy.

Wydawało się, że w tym nieszczęściu Gdańsk wygrał jednak los na loterii, bo pozostał organizatorem finału w kolejnym sezonie. Tylko że ten sezon nie tak miał wyglądać. Wtedy wydawało się, że za rok to już będzie przepięknie, to już będzie normalnie. A dalej jest dramat.

Ciągle nie wiadomo, czy finał odbędzie się z kibicami czy bez. Niby masz u siebie fajny mecz, nie wiesz kiedy kolejny raz dostaniesz organizację takiego, a tu nie można nawet zacytować wyświechtanego stwierdzenia o „piłkarskim święcie” (za: trojmiasto.pl):

„Czynione są starania, aby na Letnicy choć częściowo otworzyć trybuny dla publiczności.

- Na ten moment decyzji odnoszącej się do udziału kibiców w finale Ligi Europy jeszcze nie ma. UEFA tę kwestię pozostawia do rozstrzygnięcia zgodnie z krajowymi przepisami związanymi z pandemią. Zatem ostateczne decyzje zapadać będą na szczeblu rządowym. Jest szansa, że będzie zgoda, aby na ten mecz otworzyć 25 procent trybun dla kibiców - mówi nam Radosław Michalski, prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej oraz członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej”.

Zakładając, że zwycięży wariant z obecnością kibiców na jednej czwartej trybun, zastanawiam się według jakiego klucza będą przydzielane bilety. A może – według jakiego klucza będą zabierane? Pod koniec lutego ubiegłego roku można było aplikować o pierwsze 10 tysięcy biletów (kolejne 20 tysięcy, dla kibiców klubów obu finalistów, miało być rozprowadzone później, po ich wyłonieniu) w cenie od 40 do 130 euro. Nie wiem jaki był dalszy los tych aplikacji, gdy pandemia przybrała na sile. Czy zdążono rozlosować bilety pośród szczęśliwców czy nie? Bo jak to zwykle bywa przy takich meczach, chętnych jest kilka(naście) razy więcej niż miejsc.

Bez względu na to, gdyby wpuszczono kibiców na część trybun, obejrzenie meczu na żywo na stadionie będzie równie prawdopodobne, jak wygranie losu na loterii. Poza garstką szczęśliwców, pozostali będą mogli najwyżej zobaczyć w telewizji coś, co odbędzie się dosłownie za płotem. Dosyć smutna refleksja, biorąc pod uwagę, że dotyczy kibiców z kraju, w którym zaplanowano finał, a tym krajem jest właśnie Polska.

PS: Na te samej stronie co cytowany wyżej fragment, znalazłem ankietę, w której zapytano internautów kogo chcieliby zobaczyć w finale w Gdańsku. Okazało się, że w Trójmieście bezkonkurencyjna pozostaje liga angielska, skoro aż 69 procent wybrało mecz Arsenal - Manchester United!

▬ ▬ ● ▬