Dramatyczny brak...

Fot. Arskom Group

Życie szybko dopisało dalszy ciąg do tego, co niedawno napisałem. Miałem nadzieję, że się pomyliłem. Niestety wiele wskazuje na to, że jednak nie.

Grzegorz Krychowiak znów wyszedł w podstawowej jedenastce PSG w meczu Ligi Mistrzów z Arsenalem w Londynie. Czyli wyszło na to, że się pomyliłem, bo przecież nie wierzyłem, że się do wyjściowego składu przebije w najbliższym czasie. Ale daj Boże takie pomyłki, które wychodzą na zdrowie polskim piłkarzom.

Problem polega jednak na tym, że akurat ta raczej na zdrowie mu nie wyszła. Krychowiak był po meczu obwiniany, bo po jego faulu Arsenal zarobił karnego, a w konsekwencji bramkę.

Ja bym z tego jeszcze nie robił tragedii. Oczywiście zawsze lepiej, gdy zawodnik nie ma na koncie takiego przewinienia. Karne są jednak w meczach dyktowane regularnie, a ktoś przecież zawsze musi zrobić skuchę, żeby sędzia miał do tego podstawę. W tej same kolejce Ligi Mistrzów Kamil Glik też sprokurował karnego w spotkaniu Monaco z Tottenhamem, a nikt go nie chciał wieszać. W przypadku Krychowiaka znacznie gorsze było zupełnie co innego. Karny stanowił konsekwencję pewnej sytuacji, w której w roli głównej również wystąpił polski pomocnik.

Otrzymał piłkę przed własnym polem karnym. Miał wokół siebie wolną przestrzeń w promieniu przynajmniej kilkunastu metrów. Mógł praktycznie zrobić, co chciał. Zdecydował się na dziwne wycofanie piłki, czy raczej jej stratę w teoretycznie niegroźnej sytuacji niemal na linii pola karnego. Za moment znalazła się już w polu karnym, a Krychowiak próbował naprawiać swój błąd kolejnym błędem z efektem opisanym wcześniej.

W jego zachowaniu dramatycznie widać brak ogrania, bo trudne do wytłumaczenia zawahanie w pozornie błahej sytuacji, można tylko tak wytłumaczyć. Niestety dobra rada sprzed kilku dni ciągle aktualna – warto pomyśleć, by w najbliższym oknie transferowym zmienić klimat, pójść gdzieś na wypożyczenie. Regularna gra co tydzień, a nawet dwa razy w tygodniu, w tej chwili bezcenna!

I drugi temat. Moja teoria o trudnej, czy wręcz dramatycznej sytuacji Wisły Kraków, została obśmiana w mediach przez panią prezes wspomnianego klubu, Marzenę Sarapatę. Stwierdziła mianowicie, że nie będzie miał żadnych problemów z uzyskaniem licencji na przyszły sezon. Świetnie! Źle Wiśle przecież nie życzę. Bo kto ma grać w Ekstraklasie, jak nie jeden z najbardziej zasłużonych polskich klubów.

Tuż po wyjaśnieniu pani prezes pojawiły się dwie kolejne informacje związane z Wisłą. Pierwsza dotyczyła rozpoczętej właśnie akcji #12BOHATER, w której kibice mają bezpośrednio wesprzeć finansowo klub zastrzykiem gotówki w wysokości nawet kilkuset tysięcy złotych.

Czy właśnie wspomniana akcja dodała pani prezes takiej pewności siebie, że nie widzi już żadnych licencyjnych zagrożeń? Lepiej by było, gdyby Wisła pozyskiwała potrzebne środki w bardziej przewidywalny sposób. A druga informacja niestety tego nie wróży. Klubowi nadal nie udało się pozyskać sponsora pragnącego reklamować się na jego koszulkach.

Skoro pani prezes lubi wyjaśniać różne informacje związane z Wisłą, niech koniecznie odniesie się jeszcze do tej związanej z niedawnym odejściem z klubu trenera (za: sport.pl):

„Zalążków decyzji Wdowczyka trzeba szukać we wrześniu. W klubie, którym rządzą kibice, człowiek związany z Legią mocno kuł w oczy. Bez konsultacji ze szkoleniowcem zwolnili jego asystentów Marcina Broniszewskiego i Pawła Primela”.

I dalej:

„Robert Szymański, wiceprezes klubu, odbył z trenerem wychowawczą rozmowę i często gościł na przedmeczowych konferencjach, by przysłuchiwać się wypowiedziom Wdowczyka. - Także podczas treningów były wizyty różnych ludzi, którzy delikatnie mówiąc, wypominali trenerowi, że jest z Legii. Padały też groźby - mówi osoba związana z Wisłą”.

Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, pani prezes, prywatnie prawniczka, broniła w sądzie najsłynniejszego kibica Wisły, Pawła M., o pseudonimie „Misiek”…

▬ ▬ ● ▬