2016-08-03
Druga szansa? Dajcie chociaż pierwszą!
Jakub Błaszczykowski w emocjonalny sposób pożegnał się ze swoim starym klubem. Ciekawie zareagował na to jego były kolega z drużyny.
Polski pomocnik podziękował za pośrednictwem internetu wszystkim pracownikom, kibicom, zawodnikom i trenerom Borussii, z którą był związany od 2007 roku. I dodał, że na zawsze pozostanie w nim cząstka tego klubu.
Kevin Grosskreutz, były kolega z Dortmundu (ostatnio w VfB Stuttgart), zareagował może nie na samo pożegnanie Błaszczykowskiego z Borussią, co na decyzję klubu, by się z nim rozstać. Oto jego słowa (za: wp.pl):
„Wszystkiego najlepszego, bracie. Na wdzięczność możesz liczyć dziś tylko wśród fanów! Jeśli coś nie idzie po twojej myśli, nikt nie da ci drugiej szansy. Futbol nie jest już tym samym co kiedyś. Ceny są chore, liczy się tylko sukces i komercja. Wszystkiego dobrego, Kuba”.
Miło ze strony Grosskreutza, że podzielił się takimi refleksjami z Błaszczykowskim. Może nie jest gwiazdą wielkiego formatu, ale jednak solidnym ligowym zawodnikiem i mistrzem świata z reprezentacją Niemiec, choć przed dwoma laty w finałach w Brazylii nie zagrał nawet minuty. Jego zdania z pewnością nikt nie zbagatelizuje.
Trudno się nie zgodzić z Grosskreutzem, że we współczesnej piłce jeśli coś nie idzie po twojej myśli, coraz częściej nikt nie da ci drugiej szansy. Choć moim zdanie Błaszczykowski mimo wszystko nie powinien narzekać. Przynajmniej mógł się w Dortmundzie wypromować, pokazać co potrafi. Zastanawiam się czy zrobiłby karierę w Bundeslidze, gdyby dzisiaj został zawodnikiem Borussii? To znaczy ten sam młody Błaszczykowski z 2007 roku przeniesiony w 2016. I mam spore wątpliwości, ponieważ (znów warto zacytować Grosskreutza) - „futbol nie jest już tym samym co kiedyś”.
Wielkie kluby stały się albo wielką szansą dla piłkarzy, albo wielką pułapką. Szczególnie dla tych najmłodszych. Skauci wyszukują najzdolniejszych na całym świecie i zabierają ich, jeszcze jako nastolatków, obiecując wspaniałą karierę. Od razu zaczyna się ostra rywalizacja. Wygranymi będą tylko jednostki. Reszta nie dostanie nawet tej pierwszej szansy. Jak odrzuty z eksportu po kilku latach czekania na coś, co nigdy nie nastąpi, postarają się później znaleźć jakiś klub, w którym mogliby grać.
Niektórym się nawet udaje wdrapać na sam szczyt, choć okrężną drogą. Kamil Glik jest wzorcowym wręcz przykładem zawodnika po przejściach. Trafił do wielkiego Realu Madryt, w którym przebicie się do pierwszej drużyny stanowiło misję niewykonalną. Potrafił się jednak odbudować w Polsce i później we Włoszech. I dziś jako gwiazda został kupiony z Torino do Monaco.
Arsene Wenger właśnie przyznał, że Krystian Bielik, polski osiemnastolatek w Arsenalu Londyn, ma do grudnia udowodnić mu, że nadaje się do gry, bo został włączony do kadry pierwszego zespołu. Może czuć się wybrańcem. Przynajmniej dostał szansę. Wielu jego kolegów z drużyny juniorów o takiej najwyżej pomarzy.
Co będzie, jeśli Bielik nie przekona do siebie Wengera do końca roku? Pójdzie w odstawkę. Wypożyczą go do jakiegoś słabszego klubu. Może będzie to dla niego wspaniała okazja na zaprezentowanie co potrafi? A może początek końca nadziei na wielką karierę? Jeśli przechodząc do Arsenalu myślał, że trafił do raju, jest wyjątkowo naiwny...
I na koniec ostatni już cytat z Grosskreutza: „Ceny są chore, liczy się tylko sukces i komercja”. Pewnie, że chore. Ceny za zawodników, za bilety, za klubowe koszulki. Bo trzeba gdzieś znaleźć pieniądze na wysokie pensje dla piłkarzy, na które ich rówieśnicy w większości innych branż nie mają szans. Warto, by Grosskreutz też sobie to uświadomił. Bo takie pensje bierze przecież przez wielu lat profesjonalnej kariery.
▬ ▬ ● ▬