Dublin wszystko zweryfikuje

Fot. Trafnie.eu

Miesiąc przed pierwszym tegorocznym meczem eliminacyjnym sytuacja z kadrowiczami nie wygląda za wesoło. Ale przynajmniej pan prezes trzyma poziom.

Nie oglądałem meczu Borussii Dortmund z Juventusem w Lidze Mistrzów. Pod koniec pierwszej połowy sprawdziłem tylko składy w internecie, by zobaczyć, czy nasi na murawie. Ale nie znalazłem żadnego. Jednego już nie było, drugiego jeszcze nie.

Pomyślałem, że jeśli Łukasz Piszczek schodzi z boiska przed przerwą, to może być tylko kontuzja. W środę PZPN opublikował na swojej stronie wypowiedź lekarza kadry potwierdzającego, że uraz jest poważny - „naderwane więzadło przednie piszczelowo-strzałkowe" – fachowym językiem. Czyli pięć – sześć miesięcy poza boiskiem. Czyli mecz Irlandią w Dublinie pod koniec marca najwyżej w roli turysty.

Skoro Jakub Błaszczykowski wszedł z ławki w drugiej połowie, znaczy że to jeszcze nie ten Błaszczykowski sprzed kontuzji. Ale chociaż gra. Następnego dnia nie zobaczyłem na boisku Wojciecha Szczęsnego w bramce Arsenalu w pojedynku z Monaco. Ten nie podnosi się z ławki od ładnych paru tygodni. Mógłbym jeszcze dalej wyliczać. I tych kontuzjowanych, i tych rezerwowych. Za wesoło nie jest na pewno, ale nie ma sensu się na razie dołować. Na to zawsze będzie czas.

Już przeczytałem, że po pięknej polskiej jesieni Nawałka ma pecha. Chyba takiego samego jak Löw w październiku przed meczem w Warszawie. Też nie miał pół drużyny.

Kontuzja czy miejsce na ławce, to taki sam element współczesnego futbolu, jak niewykorzystany karny lub bramka zdobyta ze spalonego. Nieszczęście rywali jest naszym szczęściem. I na odwrót. W dłuższym okresie suma (nie)szczęścia zawsze oscyluje gdzieś w okolicach zera. Wniosek z tego płynie taki, że w Dublinie przekonamy się ile naprawdę warta jest reprezentacja Polski.

Przydał by się teraz jakiś milszy akcent i będzie. Zadzwonił do mnie znajomy, świetnie zorientowany w sprawach piłkarskich, z pytaniem czy mam jakiś włoski kanał telewizyjny. Sprawdziłem, akurat tego nie mam. Postanowił więc mnie trochę podręczyć:

„Żałuj, bo zobaczyłbyś prezesa startującego w wyścigu”.

Od razu skojarzyłem:

„Boniek w wyścigu kłusaków”?

Nagrodził mnie w stylu prezesa:

„Brawo”!

Po kilkunastu minutach znów zadzwonił:

„Zajął drugie miejsce. Szkoda, żeś tego nie widział”.

Że nie widziałem, to nie problem. Znam pasję Bońka i wiem jak ważne, by człowiek jakąś posiadał. Ale, że akurat ja muszę Polaków o tym informować? To już skandal. Szukałem i szukałem, ale nigdzie nic nie znalazłem na w/w temat. Więc pytam - gdzie jest wydział propagandy, który powinien dbać o wizerunek prezesa? Wielokrotnie go chwaliłem, bo tak perfekcyjnie wykonuje swoją pracę, że ludzie sami wierzą w to, w co chcą uwierzyć. Tym razem jednak żółta kartka. Żółta może nawet za mało. Co najmniej POMARAŃCZOWA!

▬ ▬ ● ▬