Dwa stadiony, dwa murale

Fot. Trafnie.eu

Gdy emocje po meczu w Cardiff już opadły, postanowiłem skupić się jeszcze chwilę na… Cardiff. A dokładnie na tym, co związane z piłką w tym mieście.

Mój dawny redakcyjny kolega nazywał to „bokami” i stanowiły chyba jego ulubione słowo. Czyli wszystko, co nie było bezpośrednio związane w boiskowymi wydarzeniami. Wspominając o tych walijskich, należałoby zacząć od stadionu, a właściwie dwóch. Z  tydzień przed meczem wyjaśniałem jednemu ze znajomych polskich dziennikarzy, że nie odbędzie się na Millennium Stadium, który zresztą zmienił już oficjalną nazwę na Principality Stadium.

Ten nowoczesny obiekt zdominował architekturę centrum miasta. Jego szpiczaste wsporniki dachu górują nad nim i są doskonale widoczne z każdej nawet najbardziej odległej dzielnicy. Piłkarze jednak nie grają na tym stadionie. To znaczy zdarza się im grywać, ale od wielkiego przypadku. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna. Ciężko byłoby wypełnić wtedy trybuny. Mieszczą prawie 75 tysięcy widzów. Za duża pojemność dla kibiców piłkarskiej reprezentacji, nawet biorąc pod uwagę jak gigantyczny postęp zrobiła w ostatnich latach.

Mimo tego piłka nożna nie może konkurować w Walii z rugby, bezsprzecznie najpopularniejszym sportem. Reprezentacja w tej dyscyplinie jest jedną ze światowych potęg. Panującą hierarchię widać dosłownie na każdym kroku. Przy stadionie znajduje się sklep ze sprzętem sportowym, w którym można kupić reprezentacyjne koszulki. Oczywiście wyłącznie do rugby.

Kilkadziesiąt metrów dalej stoi pomnik Sir Taskera Watkinsa. To wieloletni szef miejscowego związku rugby. Uznano, że najbardziej zasługuje na to, by uhonorować go w tak prestiżowym miejscu, w tak prestiżowy sposób.

W sklepach z walijskimi pamiątkami w centrum Cardiff można kupić między innymi figurkę czerwonego smoka, symbolu kraju. W jednej z wielu wersji trzyma pod łapą piłkę, ale nie okrągłą, tylko jajowatą do rugby.

Piłkarska reprezentacja rozgrywa mecze na Cardiff City Stadium, na którym występuje drużyna nosząca tą samą nazwę co stadion, a grająca w drugiej lidze angielskiej. Mieści niecałe 27 tysięcy widzów. Z Principality Stadium równać się nie może, ale chyba tylko pojemnością. Atmosfera na trybunach potrafi być niesamowita, co udowodnił mecz z Polską. Dzięki dobrej akustyce, gdy kibice zaintonowali walijski hymn, można było odnieść wrażenie, że na każdej z czterech trybun włączono gigantyczne głośniki, taki niesamowity efekt stworzyli.

Walijskie kluby nigdy nie były piłkarską potęgą, a miejscowa liga jest tak słaba, że te najlepsze uczestniczą w profesjonalnych rozgrywkach w Anglii. Dlatego największym sukcesem miejscowej piłki klubowej było zdobycie Pucharu Anglii właśnie, ale już niemal wiek temu, bo w 1927 roku. Dlatego pod stadionem postawiono pomnik Fredericka Charlesa Keenora, kapitana tamtej drużyny, trzymającego w ręku wspomniany puchar.
Za to walijska piłka w reprezentacyjnym wydaniu przeżywa właśnie swój złoty okres, którego apogeum, jak na razie, był awans do półfinału mistrzostw Europy w 2016 roku. W Katarze Walijczyków też nie zabraknie. Polska wyprzedziła w grupie Ligi Narodów naprawdę niezłą drużynę, co trzeba docenić.

Jadąc do Cardiff postanowiłem spróbować zbadać historię pewnego intrygującego muralu. Teoretycznie poświęconego piłce nożnej, ale w praktyce mającego znacznie szersze tło i kilka podtekstów. Muralu, o którym wspominam, już nie ma, ale w jego pobliżu, blisko dawnej dzielnicy portowej, powstała kopia. Przedstawia ciężarną kobietę, prawdopodobnie z Jemenu, w koszulce Cardiff City, a w tle napis: „Moje miasto, moja koszulka”.

Jak powiedział mi jeden z miejscowych dziennikarzy mural ma symbolizować multikulturowość Cardiff. Ciekawe, że pierwszy zamalowano. Podobno decydowały o tym wyłącznie względy komercyjne, by stworzyć miejsce na budynku pod reklamę jednej z firm. Ale odnalazłem ten budynek i żadnej reklamy na nim nie ma, jest tylko zamalowana na żółto ściana.

Tego nowego muralu nikt nie ma zamiaru zamalowywać. Doczekał się w centrum miasta swojej wersji reprezentacyjnej. Chodzi o piłkarską reprezentację, bo w jej koszulce sportretowano inną kobietę, po rysach której można wnioskować, że również pochodzi z Afryki. Jak widać na tych kilku przykładach w piłkarskim Cardiff, nawet mocno zdominowanym przez rugby, wcale nie trzeba się nudzić.

▬ ▬ ● ▬

Galeria