Dwóch najważniejszych

Fot. Trafnie.eu

W sobotę w Londynie odbędzie się finał Ligi Mistrzów, w którym Borussia Dortmund zmierzy się z Realem Madryt. Trudno go w mieście nie zauważyć, ale…

Zbliżający się mecz jest dlatego mocno zauważalny, bo UEFA zorganizowała w Londynie „Champions Festival”. Na już szablon imprezy z różnego rodzaju atrakcjami przygotowanymi dla kibiców i powiela go w przypadku kolejnych finałów. Choć tym razem został powielony do kwadratu, czy nawet sześcianu. Bo właściwie festiwali jest… pięć. To znaczy niby jeden, ale w aż pięciu miejscach.

Gdy byłem w Londynie na poprzednim finale Ligi Mistrzów w 2013 roku, takiego rozmachu nie było. Teraz impreza zapączkowała, a władze miasta zdecydowały się ją zlokalizować na jednej z najważniejszych ulic w centrum – Regent Street, zamykając dla ruchu kołowego. Kto wie, jak ciężko jeździ się po Londynie, ten musi przyznać, że decyzja jest więcej niż odważna.

Odwagę musieli mieć też chętni, którzy chcieli sobie zrobić zdjęcie z Pucharem Mistrzów, bo taką atrakcję przygotowano dla nich na wspomnianej ulicy. I to z dwóch powodów. Po pierwsze w Londynie pogoda typowo angielska – chłodno, czy nawet zimno, a do tego na zmianę mży i przestaje. Po drugie, trzeba swoje odstać w długiej kolejce. Organizatorzy ustawili w drodze na podium z pucharem tabliczkę, na której znajduje się biały pasek. Tam flamastrem piszą jak długo należy czekać na upragnione zdjęcie. W momencie, gdy byłem na Regent Street, czas oczekiwania wynosił… dwie godziny.

Pogoda na pewno nie będzie przeszkadzała piłkarzom, bo do gry nadaje się wręcz idealnie. Tak jak i murawa, jak zwykle na Wembley odpowiedniej jakości. Zastanawiam się tylko, czy angielskie media zauważyły, jakie drużyny się zmierzą w finale. Odnoszę wrażenie, studiując teksty z zapowiedziami miejscowych redaktorów, że to będzie wyłącznie pojedynek dwóch Anglików występujących w obu drużynach – Jude Bellinghama w Realu z Jadonem Sancho w Borussii.

Pierwszy, który za miesiąc skończy 21 lat, miał bardzo udany sezon, więc media wręcz piały z zachwytu nad jego grą, typując nawet jako jednego z faworytów do otrzymania Złotej Piłki „France Footballu”. Drugi, trzy lata starszy, wydaje się być co najwyżej jego uboższą wersją z nieco niższej półki.

Pierwszy mówi, że „chce wszystkiego”, czyli nie tylko triumfu w sobotnim finale, ale także w mistrzostwach Europy, które z moment rozpoczną się w Niemczech. Drugi przyznaje, że marzył o grze w finale najważniejszych klubowych rozgrywek, a zdobycie Pucharu Mistrzów w mieście, w którym się urodził, wydaje mu się wręcz surrealistyczne.

Ich porównanie przypomina mi trochę porównywanie Realu I Borussii. Na pierwszy rzut oka też wszystko wydaje się oczywiste. A czy będzie oczywiste, czy boiskowe realia zweryfikują wszystko w brutalny sposób, przekonamy się w sobotni wieczór.

▬ ▬ ● ▬

Galeria