Dwunastu na dziesięciu

Fot. trafnie.eu

Czy warto oceniać mecz, który obejrzało więcej skautów, niż kibiców? Warto spróbować.

Polska rozbiła w Turcji Macedonię 4:1. Tak naprawdę to powinno być 3:0. Dominacja piłkarzy Waldemara Fornalika nawet na moment nie podlegała dyskusji. Mecz miał być dla trenera okazją do przyjrzenia się kilku zawodnikom. I takie zadanie bez wątpienia spełnił. Polacy grali w krajowym składzie, ich rywale właściwie też, ale spotkanie było oficjalne. Wynik przeszedł więc do historii, co cieszy. Ale z przesadnymi pochwałami, określeniami typu „świetny mecz”, lepiej się jednak wstrzymać.

W polskiej reprezentacji zadebiutowało aż sześciu orłów. Choć do szacownego grona należałoby dodać jeszcze jednego zucha. Nazywa się Kristijan Naumovski i teoretycznie strzegł macedońskiej bramki. W praktyce był dwunastym zawodnikiem Fornalika. Najkrótsza charakterystyka: bramkarz-sprężyna. Nie pamiętam drugiego, który przy każdym strzale wypluwałby piłkę przed siebie idealnie pod nogi rywali. Tak właśnie sprokurował sytuację, po której Polacy dostali karnego. I wtedy nasz siódmy debiutant zachował się nieracjonalnie, bo karnego obronił  (spudłował Pawłowski). Ale tylko pozornie, bo dał szansę wykazania się czujnością Milikowi, który dobił piłkę do siatki. Czy to przeważyło o jego transferze, o którym już wszyscy gadają? O tym za moment.

Warto wrócić jeszcze do wspomnianego karnego, którego nie… było. Święty Mikołaj jak wiadomo pochodzi z Turcji. W Antalyi w jego rolę wcielił się miejscowy sędzia Hüseyin Göçek. Tomasz Jodłowiec po oddaniu strzału nie mógł uwierzyć, że w nagrodę dostał jeszcze karnego. Bo faulu na nim nie było na pewno.

Po karnym z kapelusza, pod koniec spotkania była jeszcze bramka z kapelusza, tym razem dla gości. Trener polskich bramkarzy Andrzej Dawidziuk nawet w meczach towarzyskich nie lubi wpuszczać w przerwie zmiennika do bramki. To okazało się nieszczęściem Łukasza Skorupskiego w jego debiucie w reprezentacji. Za wiele roboty przez cały mecz nie miał. Gdy do końca pozostało kilka minut, jeden z Macedończyków zbiegł ze skrzydła do środka boiska. Sprzed pola karnego postanowił kopnąć piłkę w kierunku bramki. Ta leciała, leciała, leciała, aż wpadła do siatki przy słupku. Na upartego można by to nawet nazwać strzałem, co w pewnym stopniu rozgrzeszałoby Skorupskiego. Ale rozgrzeszać go z braku koncentracji nikt nie ma prawa.

Bramkarz Górnika Zabrze jako jedyny nie zachowa z Turcji beztroskich wspomnień. Jest pod czujnym okiem skautów, którzy muszą swoim pracodawcom zakomunikować czy warto go już kupić. Nie wiadomo więc czy popełniony błąd stał się jego szczęściem czy nieszczęściem. Bo nie wiadomo czy warto już wyjeżdżać z Polski, czy chwilę poczekać. Te same wątpliwości dotyczą drugiego kadrowicza z Zabrza Arkadiusza Milika. Jeśli wierzyć informacjom na jego temat, został już właściwie sprzedany.

W związku z tym mam propozycję dla wszystkich skautów. Wytrzymajcie jeszcze ciśnienie do początku lutego. Wtedy reprezentacja, też w krajowym składzie, zagra w Hiszpanii z Rumunią. PZPN oficjalnie poinformował o tym kilka godzin przed starciem z Macedonią. I to jest właściwie wiadomość dnia, a nie wynik 4:1. Rumuni, nawet w ligowym składzie, powinni być prawdziwym rywalem dla orłów, by pokazali co naprawdę są warci. Lepszego sprawdzianu nie można sobie wymarzyć. Cierpliwi skauci mogą w tym meczu znaleźć odpowiedzi na pytania, których szukali w kilku(nastu) poprzednich. 

▬ ▬ ● ▬