Dywagacje (nie tylko) o teraźniejszości

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu kończącego się tygodnia dwie wypowiedzi. Przyznaję, że ich autorzy mnie zaskoczyli, choć jeden tylko do pewnego momentu.

Ostatnio dwie polskie drużyny koncentrowały na sobie uwagę. Jedna po trudnej do wytłumaczenia porażce. Druga po być może jeszcze trudniejszej do wytłumaczenia serii porażek. I nagle ci, którzy w oczywisty sposób wydawali się być za te porażki odpowiedzialni, trochę niespodziewanie zabrali głos w kończącym się tygodniu.

Najpierw Paulo Sousa, selekcjoner polskiej reprezentacji, bo to ona zafundowała nam niespodziewaną porażkę. Właściwie jeszcze przed meczem z Węgrami, bo taką był wyjściowy skład posłany do boju przez Portugalczyka. Początkowo szedł w zaparte i mówił, że wszystko było dokładnie tak, jak miało być. Ale w końcu zmienił zdanie i w wywiadzie dla TVP Sport zakomunikował:

„W ostatnich dniach zdałem sobie sprawę, że mam krótki kontrakt, dlatego powinienem się bardziej skupić na teraźniejszości niż przyszłości. Oczywiście zawsze przywiązuję wagę do pomocy oraz edukacji. Jako zawodnik reprezentacji doświadczyłem tego jak bardzo ważna jest zmiana generacyjna w drużynie. I robiłem to od początku pracy z polską kadrą”.

Portugalczyk chyba wreszcie zrozumiał, że kolejną zmianą w kadrze, niekoniecznie generacyjną, może być jego dymisja, jeśli przegra najbliższy mecz. A mówił to jeszcze zanim Polska poznała rywala w marcowych barażach. Chciał grać najpierw ze Szkocją, potem ze Szwecją u siebie. Zamiast Szkocji będzie Rosja. Jeśli Polska ją pokona, spełni się druga część jego życzeń. Zdecydowanie lepiej, żeby skupił się na teraźniejszości, bo inaczej może nie zauważyć, że to był jego ostatni mecz w roli trenera polskiej reprezentacji.

Na niespodziewane, przynajmniej dla mnie, wyznanie kilka dni po Sousie zdobył się prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski. W wywiadzie dla oficjalnej internetowej strony klubowej stwierdził (za: legia.com):

„Przede wszystkim chciałbym jeszcze raz przeprosić za popełnione błędy, bo nikt nie zamierza uciekać od odpowiedzialności. Na czele ze mną. Zawsze oczekujemy sukcesów i zawsze chcemy widzieć maksymalne zaangażowanie, a także to, jak nasz klub wygrywa. Chcemy przeżywać takie chwile jak podczas meczu z Leicester na naszym stadionie, świętować sukces z absolutnie fenomenalnym dopingiem naszych kibiców. Wiem, że wszyscy, którzy kochają Legię, przeżywają mocno naszą obecną sytuację. Nasi kibice, piłkarze i pracownicy klubu. Także nasi partnerzy biznesowi i kooperanci. Słyszymy słowa krytyki i ja je rozumiem”.

Nie jestem przyzwyczajony do wypowiedzi pana prezesa, w której używane jest słowo „błąd”. Nie pozostawił mnie jednak zbyt długo w zakłopotaniu, skoro zaraz dodał:

„Nie popadajmy jednak w czarnowidztwo tak jak robią to niektórzy krytycy. Nie mam tu na myśli fanów, ale licznych „doradców” uaktywniających się w mediach. Przypomnę tylko, ile boisk treningowych miała Legia, jak wyglądał klub kilka lat temu bez znakomitego zaplecza, jakim jest obecnie LTC. Łatwo rozporządzać cudzymi pieniędzmi. Wszystkich moich krytyków zachęcam do zainwestowania swoich pieniędzy w piłkę nożną”.

Dziękuję za radę, ale uważam, że są ciekawsze branże do inwestowania pieniędzy niż piłka nożna. I przypominam, że inwestowanie w Legię, jak w każdy inny klub, jest dobrowolne. Poza tym nie sądzę, by na kolejnych rywalach drużyny pana prezesa, i tych, z którymi już przegrała w tym sezonie, i tych, z którymi będzie jeszcze grała, wrażenie robił fakt ile ma boisk treningowych. Być może większe wrażenie zrobi informacja ile kilometrów są oddalone od stadionu w Warszawie.

Nie widzę też prostej zależności pomiędzy liczbą boisk treningowych a liczbą zwolnionych trenerów w czasie budowy LTC (Legia Training Center). Widzę natomiast, że pan Mioduski nie wyzbył się ulubionego zajęcia, czyli zatrudniania (zwalniania) trenerów. W tym samym wywiadzie wspomniał już o kolejnym, Marku Papszunie:

„Tak. Mogę potwierdzić, że chcemy się porozumieć ze szkoleniowcem i jego sztabem. Jeśli nie będzie możliwe zatrudnienie go zimą, to jesteśmy gotowi poczekać do końca sezonu. Uważam, że Marek Papszun, przy odpowiednich warunkach do pracy, które w Legii są, jest obecnie najlepszym kandydatem, by rozwinąć nasz zespół w najbliższych latach. Mam przekonanie, że charyzma, wiedza i doświadczenie trenera Papszuna, bardzo pozytywnie połączą się z filozofią klubu”.

Ale z jaką filozofią? Bo ja jeszcze doskonale pamiętam choćby „filozofię chorwacką”, czyli pomysł budowy Legii wraz z jej akademią na wzorcach Dinama Zagrzeb. Pies z kulawą nogą już dziś o tym nie wspomina...

Nie sądzę, by Papszun był odpowiednim kandydatem do pracy w Legii, ale jeszcze nie pora na rozwijanie tego wątku. Zakładając, że jednak w końcu do niej trafi, a biorąc też pod uwagę jak długo pracują w warszawskim klubie trenerzy, należy postawić pytanie – ile wytrzyma? Sezon, półtora? Obstawianie dłuższego okresu byłoby więcej niż ryzykowne.

I jeszcze na koniec uwaga – Mioduski wypowiedzią o „najlepszym kandydacie” Papszunie wręcz perfekcyjnie podkopał autorytet w szatni jeszcze pracującego z drużyną Marka Gołębiewskiego. Widać takimi drobiazgami pan prezes sobie głowy nie zaprząta.

▬ ▬ ● ▬