Dzieciak i senior?

W podsumowaniu kończącego się tygodnia, jak zwykle mocno subiektywnym, postawiłem zająć się obiecującym polskim zawodnikiem. Właściwie dwoma.

Rodzime media w ostatnich dniach znów sporo pisały o „polskim Messim”. To Mateusz Musiałowski, osiemnastoletni zawodnik Liverpool FC. Gdy także wcześniej o nim pisały, traktowałem go jako materiał na piłkarza, który występuje w młodzieżowych drużynach sławnego angielskiego klubu. I miałem ochotę doradzić – uciekaj stamtąd jak najszybciej.

Życie uczy, że w tak wielkich klubach najtrudniej do pierwszego składu przebić się wychowankom, ewentualnie zawodnikom, którzy trafili tam już w wieku juniora. Muszą mieć niewiarygodny talent, by grać dostać się do pierwszej drużyny seniorów. Wie coś na ten temat na przykład Kamil Glik, kiedyś zawodnik grup młodzieżowych i zespołu rezerw Realu Madryt, który na występy w pierwszej drużynie tego klubu nie miał szans. Ale czytam, że Musiałowski jest coraz bliżej debiutu w Premier League, co z pewnością cieszy. Nie zwalnia jednak przed logicznym zestawieniem faktów dających już trochę do myślenia.

Uświadomiłem sobie, że zdolny chłopak ma osiemnaście lat. To wiek, w którym wielu zawodników odgrywa istotne role w drużynie seniorów swoich klubów (na przykład Gavi, 17 lat, w Barcelonie). A skoro jest nazywany „polskim Messim”, warto zauważyć, że argentyński oryginał w jego wieku był już po debiucie, jako siedemnastolatek, w pierwszym zespole Barcelony.

Wręcz w osłupienie wprawił mnie inny fakt, który odkryłem przez przypadek. Otóż Musiałowski urodził się 16 października 2003 roku, czyli dokładnie tego samego dnia co Kacper Kozłowski!!! Zadziwiające jest więc dla mnie, że w ojczyźnie obu, o jednym mówi się i pisze ciągle jak o piłkarskim dzieciaku, a o drugim jako w pełni profesjonalnym zawodniku, który zaliczył przecież występ w finałach mistrzostw Europy, a całkiem niedawno transfer z Pogoni Szczecin do Brighton and Hove Albion, z natychmiastowym wypożyczeniem do Royale Union Saint-Gilloise.

I właśnie przed kilkoma dniami zadebiutował w lidze belgijskiej w barwach klubu z Brukseli, który jest jej liderem i ma ogromną szansę na tytuł mistrzowski. Był to debiut symboliczny, trwający minutę, gdy jego drużyna prowadziła na wyjeździe z Seraing aż 4:0. Ale jednak debiut w lidze silniejszej od polskiej, choć na pewno dużo słabszej od angielskiej.

Kozłowski też uznawany jest za wielki talent, ale jednak w Brighton od razu stwierdzono, że na Premier League jest jeszcze za słaby, więc oddano go na wypożyczenie do Belgii. Czy więc Musiałowski, o którym nikt nawet nie pomyśli na razie jako o potencjalnym reprezentancie Polski w drużynie seniorów, to już piłkarz na tyle mocny, że za chwilę naprawdę może w zadebiutować i występować w angielskiej ekstraklasie?

Wszystko jest możliwe, piłka nie takie rzeczy widziała. Talent Musiałowskiego może na przykład za chwilę eksplodować w Premier League, a Kozłowski po powrocie (mam nadzieję) z Belgii do Anglii w tej lidze sobie nie poradzi albo przeciwnie, zacznie grać regularnie w Brighton and Hove Albion. Obawiam się jednak, że ten pierwszy na takie występy w barwach Liverpoolu nie ma na razie co liczyć. A największą krzywdę jaką można mu teraz zrobić, to wymagać od niego zbyt wiele.

Zawsze w takich przypadkach, nauczony życiowymi doświadczeniami, ostrożnie podchodzę do zachłystywania się możliwościami młodych polskich zawodników. I zawsze powtarzam, że jak będą grali na miarę wielkich oczekiwań, jeszcze zdążę ich nachwalić. Życzę Musiałowskiemu i Kozłowskiemu, sobie zresztą też, by dali mi wkrótce do tego okazje.

▬ ▬ ● ▬